Miniony rok to nie tylko kosmetyczni ulubieńcy, bo poza upiększaniem się i malowaniem paznokci w życiu
jest mnóstwo ciekawych rzeczy. Dlatego dzisiaj przedstawiam moją
listę hitów 2014 roku nie związaną z kategorią „beauty”.
BTW koszula w kratę z obrazka powyżej to jedno z moich ulubionych ubrań z
minionego roku 😉

Nagrodę „przedmiot roku” dostaje
mój nowy aparat fotograficzny. Jeny, ile się dzięki niemu
pozmieniało! Wróciła mi radość z robienia zdjęć, wcześniej
zniszczona frustracją spowodowaną słabymi możliwościami starego
aparatu. Foty na bloga są lepsze, nawet w pochmurny, zimowy dzień
jestem w stanie zrobić dobre zdjęcie. Warto było zainwestować
kasę w nowy, lepszy sprzęt i pożegnać wysłużonego Canona
Powershot A610.
Filmy
Guardians of Galaxy. Filmy
Marvela to dla mnie porażka. Bez koszmarnego znudzenia zdołałam
obejrzeć tylko Iron Mana. Avengers ledwo przebrnęłam. Nudne,
schematyczne, głupie, kurde nawet nie są wystarczająco ładne, aby
mi się podobały. Doskonale rozumiem, dlaczego mają swoich fanów i
nie chcę ich krytykować tylko dlatego, że nie wpasowują się w
mój gust. Po prostu dla mnie są rozczarowaniem. Aż pojawiło się
„Guardians of Galaxy”. To było coś! Film zabawny, lekki,
wciągający, ze świetną muzyką… Totalnie mnie oczarował, choć
tak jak reszta również opiera się na zgranych schematach. Ale to
jest styl który lubię! Zresztą zobaczcie sobie to fragment poniżej. Nie mogę doczekać się kolejnych
części.
Fury. Wygląda na to, że przez
męża coraz bardziej się wkręcam w wojenno-militarny klimat.
Niemniej jednak ten film jest naprawdę godny uwagi. „Hamerykańska” i patetyczna końcówka nieco męczy i psuje ogólne
wrażenie, ale wciąż dużo w tej historii realizmu. A tą bliskość
rzeczywistości i prawdziwy obraz okropieństw wojny bardzo tutaj
cenię. Jak dotąd filmy wojenne to bardzo często historie
superbohaterów na polu chwały – nic tylko zaciągnąć się do
wojska. Wkurza mnie taka gloryfikacja wojny i śmierci na polu bitwy,
bo tak naprawdę nic w tym godnego ani poetyckiego. A historia w
Furii nie tylko jest wciągająca, a bohaterowie interesujący i
świetnie wykreowani, ale też co ważne przekonuje, jak wojna jest
straszna i często bezsensowna.
No i Brad Pitt.
Książki
Blondynka na językach, Hiszpański
latynoski.
Nie przepadam za tą Panią i jej twórczością, ale
ta seria do nauki języków jest boska! Hiszpański sam włazi do
głowy, nie wiedzieć kiedy zaczynam sama układać zdania w obcym
języku, coraz więcej rozumiem i jestem w stanie powiedzieć. I to
przy tak niewielkim wysiłku! Słucham sobie wracając do domu, przy
zmywaniu, relaksując się na kanapie, coś tam do siebie mamroczę i
ze zdziwieniem obserwuję postępy. Świetny pomysł na kurs
językowy. Oczywiście wspomagam się innymi materiałami, ale
najszybciej i najprzyjemniej pracuje mi się właśnie z Blondynką.
Nie interesuje Was hiszpański? Spoko, jest jeszcze rosyjski, włoski,
niemiecki a nawet norweski i japoński! Ja korzystam tradycyjnie z
papierowej książki i plików mp3, ale widziałam, że seria pojawia
się też jako aplikacje na iPhona.
Niestety przez ostatnie parę lat nie
czytałam zbyt wiele. Praca, taniec i blogowanie skutecznie zajmują
mi czas. Ale chciałabym też tutaj polecić książki Tomka Tomczyka
– w zeszłym roku przeczytałam „Blogera” i „Blog –
pisz, kreuj, zarabiaj”.
Obie mnie zachwyciły, połknęłam je
błyskawicznie bo naprawdę wciągają, a do tego sporo się
nauczyłam. Polecam każdemu, nie tylko blogerom.
Jakiś czas temu pisałam też o„Więźniu labiryntu” – jeśli tak jak ja lubicie lekkie
powieści dla młodzieży, to ta powinna przypaść Wam do gustu. Nie
sugerujcie się beznadziejnością filmu (chciałam sobie wydrapać
oczy jak go oglądałam!), bo książka jest naprawdę spoko i
niewiele ma wspólnego z ekranizacją. Najlepsza oczywiście w
oryginale, polskie tłumaczenie nieco kuleje.
Programy komputerowe:
GIMP, czyli coś jak Photoshop,
tyle że za darmo. W tym roku sporo się nauczyłam i coraz lepiej
wykorzystuję jego możliwości. Edytuję zdjęcia, tworzę grafiki
na bloga, a niedawno zaczęłam także rysować. To naprawdę świetny
program, nie wyobrażam sobie blogowania bez GIMPa. Do tego jeszcze
tablet graficzny i mogę działać! 😀
Supermemo Hiszpański !No Hay
Problema!
Kolejne narzędzie do nauki języka. Kurs
multimedialny, który poza podstawowymi funkcjami pomaga także w
monitorowaniu postępów i układa harmonogram powtórek. Dzięki
algorytmowym wyliczeniom do każdej lekcji dołącza odpowiednie
hasła wymagające utrwalenia. W pakiecie znajdziemy dialogi do
słuchania i czytania, listy słówek i wyrażeń ze słowniczkiem,
podstawy gramatyki i dużo ćwiczeń wspomagających naukę.
Wystarczy ok. 20 minut dziennie, żeby samodzielnie opanować język.
Dostępne są: program komputerowy, papierowy podręcznik i aplikacja
na smartfona. Ja korzystam z wersji na iPoda, a tutaj pokazuję Wam
przykładowe screeny. Odtwarzacz mam zawsze przy sobie, więc jeśli
mam kilka minut przerwy to odpalam Supermemo i uczę się. Genialne
rozwiązanie dla zapracowanych, polecam!
Kuchnia
Szybkowar elektryczny First.
Jeżeli mieszkacie w miejscu bez wygodnego dostępu do w pełni
wyposażonej kuchni, to taki sprzęt jest dla Was. Usmażę mięso,
przyrządzę sos, ugotuję zupę, a wszystko dużo szybciej niż
korzystając z klasycznych garnków. Szybkowar idealnie w pasował
się w moje potrzeby, korzystam z niego prawie codziennie. Szkoda
tylko, że pizzy nie robi 😛

Taca w ptaszki z Ikei „BARBAR”.
Po przeprowadzce, bez biurka, ratowała mnie gdy podawałam
śniadanie, korzystałam z komputera bądź malowałam paznokcie. Ot,
taki tam gadżecik, fajny i ładny. Bo czy te ptaszki nie są
przeurocze? 🙂
A jakie są Wasze typy w kategorii
„Hity 2014”?
Jeśli chcesz więcej wiedzieć co czytam, jakie filmy oglądam i ogólnie – co robię, to polub mnie na facebooku i zaobserwuj na instagramie. Jeśli podobał Ci się ten post i chcesz więcej – kliknijcie mnie na bloglovin! Możesz też skorzystać z ikonek poniżej i udostępnić tego posta swoim znajomym, będę wdzięczna. 
Dzięki, że jesteś ze mną!
theCieniu