Jestem nieanonimową sleekomaniaczką i powinnam za to dostać „karną tiarę za przepierdalanie pieniędzy na głupoty”.

Uwielbiam, uwielbiam kolorowe cienie do powiek. Uwielbiam też palety Sleek – ostatnio o nich ucichło, ale ja ich nie zapomniałam. Dalej z przyjemnością używam, wciąż mi się bardzo podobają. Paleta Sleek i-Divine „Del Mar vol. 2” wygląda jak stworzona dla mnie, to kupiłam! Zachwyciły mnie te piękne odcienie niebieskiego, miły żółty i brzoskwinki oraz zgaszone kolory – bardzo w moim stylu. Zamówiłam ją na MintiShop jakieś pół roku temu i chyba czas na recenzję. Zacznę od swatchy i omówienia każdego cienia, pokażę też kilka makijaży wykonanych tylko tą paletą, a na koniec przedstawię Wam moją opinię na temat tych cieni.

Sleek i-Divine „Del Mar vol. 2”. Lubię cienie, które mają nazwy 🙂

LOCO – to śliczna, opalizująca brzoskwinka. Cień jest jasny, pięknie odbija światło. Widać w nim przede wszystkim piękny, metaliczny błysk, a dopiero potem brzoskwiniowy kolor bazowy, co daje fajny efekt. Uwielbiam ten cień do lekkiego makijażu na dzień.

SAN ANTONIO – matowy brzoskwiniowy cień ze srebrnymi drobinkami. Piękny i interesujący, bardzo mi się podoba. Jaśniejszy i delikatniejszy niż jego słynny odpowiednik „Candied Peach” ze słynnej palety Too Faced, ich kolory zdecydowanie się różnią, ale oba są śliczne.

ZOOLA – piękny odcień złota. Na dzień bardzo dobry, ale do wieczorowego makijażu może być za słabo napigmentowany. Świetny odcień, jeden z moich ulubionych, ładny połysk.

PEARL – perłowy cień. Nie jest biały, raczej szampański. Taki tam standardowo do rozświetlania wewnętrznego kącika.

USHUAIA – jasny, chłodny, matowy brąz (w rzeczywistości chłodniejszy, niż na swatchu). Idealny w załamanie powieki, do rozcierania cieni.

SIESTA – matowy, ciemny brąz. Bardzo chłodny, wręcz popielaty. Używam go do przyciemniania zewnętrznego kącika i w załamanie powieki.

IBIZA ROCKS – matowy żółty cień.

PURO – pastelowy fiolet, taki trochę lila róż, trochę lawenda. Nadaje się tylko na cień transferowy do rozcierania, bo na powiece w ogóle go nie widać – prawdopodobnie jestem za blada i cień nie wyróżnia się na mojej jasnej skórze.

BORA BORA – cudowny odcień turkusu! Ale ciężko się nim robi makijaż, średnio się nakłada – na początku trochę się zraziłam i mnie zawiódł. Choć to pewnie kwestia moich średnich umiejętności, jak pokombinuję, to jest lepiej.

SPOTLIGHT – miły, grafitowy cień ze srebrnymi drobinkami. Ładny do rozcierania w załamaniu, lubię takie szarości w makijażu, stanowią piękne tło dla kolorów.

PUDA VIDA – piękny odcień zgaszonej zieleni. Matowy, ale chętnie nakładam go na powiekę ruchomą. Uwielbiam ten kolor, teraz na jesień będzie cudny.

OCEAN BEACH – wyjątkowy, morski odcień. Bardzo ładny kolor. W makijażu zlewa mi się z Bora Bora, coś nie umiem tych cieni opanować. Ale warto się przyłożyć przy aplikacji, bo kolor jest piękny i oryginalny.

Mój pierwszy makijaż z tą paletą. Niestety turkus i morski zlały mi się w jedną plamę. Dlatego na początku byłam rozczarowana tymi cieniami. Z czasem jednak coraz bardziej je lubię 🙂 

Taka kolorowa paleta cieni, a tyle neutralnych makijaży można wykonać przy jej pomocy. I co ciekawe – idealnie sprawdzi się na jesień 🙂  

MOJA OPINIA O PALECIE SLEEK DEL MAR VOL. II

Cienie w tej palecie są średnio napigmentowane, podobnie jak inne Sleeki. W wypadku nudziaków jestem w stanie to zaakceptować, a nawet potraktować jako zaletę. Jestem tylko amatorem, z takimi cieniami mogę makijaż zrobić szybko bez obawy o plamy. Lubię też jasne i delikatne makijaże na dzień. Jednak w wypadku kolorowych cieni ta średnia pigmentacja trochę mi przeszkadza i muszę się bardziej napracować przy aplikacji.
Wydaje mi się, że przez ostatnie lata zmieniła się konsystencja cieni Sleek – teraz są milsze w dotyku, takie bardziej jedwabiste, nawet maty. Mi się nie osypują – ale uważam, że zazwyczaj osypywanie to kwestia dopasowania odpowiedniej techniki nakładania cienia, a nie samych cieni.

Kupiłam tę paletę z myślą właśnie o pstrokatych kolorach, ale ostatecznie najbardziej lubię z niej te neutralne cienie, a kolorowe trochę mnie rozczarowały. Dalej jednak uważam, że paleta jest rewelacyjnie skomponowana i wszystkie odcienie są śliczne. Niektóre z nich są naprawdę bardzo oryginalne i ciekawe. Ten zestaw kolorów daje mnóstwo możliwości jeśli chodzi o makijaże neutralne jak i bardziej kolorowe. Śliczny turkus, modne brzoskwinki, cudne nudziaki i piękne zgaszone kolory. Drugiej takiej palety jeśli chodzi o dobór cieni nie widziałam, ciekawa i zaskakująco uniwersalna, na każdą okazję. Jak ostatnio wyjeżdżałam na weekend, to właśnie tą paletę zabrałam ze sobą.

Czy warto kupić?
Tak, jeżeli chcesz poeksperymentować z kolorami. Jest tam na tyle dużo subtelnych odcieni, że można zrobić dużo „bezpiecznych” makijaży, ale sporo jest też kolorowych cieni do pstrokatych akcentów.
Tak, jeżeli odpowiada Ci taka średnia pigmentacja. Dla mnie jest spoko i w pewnych sytuacjach traktuję jako zaletę.
Nie jest to jednak powalająco jakościowa paleta, raczej po prostu dobra. Nie jest niezbędna, a te kolory nie są dla każdego, ale ja je uwielbiam.
Sama na początku żałowałam zakupu, pierwsze wrażenie było takie sobie, ale ostatecznie jestem bardzo zadowolona.

PS. Teraz i tak tej palety w pewnym sensie nie mam, bo wszystkie cienie wyciągnęłam i przełożyłam do magnetycznej palety – teraz wygodniej mi z nich korzystać. Ale pokrywkę sobie zachowałam – ma świetne lusterko, z którego cały czas korzystam 🙂

Jak Wam się podoba „Sleek del Mar vol. 2”? 🙂