Wyobraźcie
sobie babskie spotkanie w kameralnym gronie. Relaks sobotniego
wieczoru, przygaszone światła, cudowne zapachy, smaczne ciasto. I
grupa mądrych kobiet dyskutujących na temat naturalnych
pielęgnacji. A to wszystko w miejscu, gdzie świetnych kosmetyków
jest tak dużo, że nie wiadomo gdzie oczy podziać. Opowiem Wam
dzisiaj o takim spotkaniu.

Rzecz
się dzieje w gdyńskiej Starej Mydlarni. Wybrałam się tam
spotkanie z cyklu “Pielęgnacja od kuchni”. Sympatyczna
właścicielka opowiedziała uczestniczkom o kosmetykach, które
sprzedaje i reszcie asortymentu, mogłyśmy przetestować na własnej
skórze cudownie pachnące peelingi i masła do ciała. Poznałam
także dwie fantastyczne blogerki – Monikę z Mixoflife, która
jest też członkiem zespołu wspomnianego sklepu i Anię z
Kosmeo-logy. Atmosfera spotkania była cudowna!
Zobaczcie ile tego! A to nawet nie jest połowa asortymentu!
Przejdę
jednak do głównej atrakcji – czyli kosmetyków. Z okazji
spotkania zaplanowano atrakcyjne rabaty, mogłam więc poszaleć z
zakupami. Uzupełniłam zapasy kosmetyków o nowe cuda i kupiłam
pierwsze świąteczne prezenty. Dodatkowo każda z nas dostała miły
podarunek (do mnie trafiły glicerynowe mydełka oraz zielona glinka)
i brała udział w losowaniu prezentów-niespodzianek (ja byłam
super szczęściarą i dostałam główną nagrodę – cukrowy
peeling). Ponieważ od wydarzenia minęły raptem dwa tygodnie jestem
w stanie opisać Wam tylko pierwsze wrażenia odnośnie zakupionych
produktów, ale za jakiś czas opublikuję na blogu bądź facebooku pełne recenzje. Na razie potrzebuję czasu na testy 😉
W
asortymencie królowały żele pod prysznic, masła do ciała i
peelingi o zniewalających zapachach oraz świetne produkty do
włosów. Nie są to jednak rzeczy, których aktualnie potrzebuję,
skuszę się na produkty z tych kategorii innym razem. A teraz
wybrałam kosmetyki do pielęgnacji skóry, skupiając się na ich
przeciwstarzeniowych właściwościach. Było w czym wybierać,
dlatego mimo wysłuchania prezentacji ułożenie listy zakupów
zajęło mi dłuższą chwilę. A oto co kupiłam…
/Zdjęcia można powiększyć np. klikając na nie środkowym przyciskiem myszy
EKOreceptura
Witamin C Microdermabrasion
Witamina
C jest uznawana za bardzo skuteczny antyoksydant, wyjątkowo ceniony
za swoje dobroczynne właściwości dla skóry. Nie ma więc się co
dziwić, że wśród produktów ECOreceptura znajduję się cała
linia kosmetyków z witaminą C. Mam jednak co do niej pewne
zastrzeżenia: szkoda, że ów kluczowy składnik występuje tu w
„wodnej” postaci, skoro po połączeniu z resztą tłuszczową
dużo zyskuje na aktywności i skuteczności działania (lepiej
dzięki temu przenika do głębszych warstw skóry). Dlatego też nie
zdecydowałam się na zakup żadnego kremu z tej serii. Szkoda też,
że witamina C jest prawie na samym końcu składu. Ale może wcale
nie jest jej tak mało, skoro typowe ostrzeżenie o unikaniu opalania
po aplikacji pojawiło się na opakowaniu, Zresztą nie ze względu
na ten składnik zdecydowałam się na zakup. Skusiły mnie drobinki
korundu, które ponoć są rewelacyjne jako peeling. Jestem bardzo
ciekawa rezultatów. Kupiłam aż dwa opakowania – jedno dla siebie, drugie dla mojej mamy.
Vitamine
C Energizing Face Oil
i Rosa Mosqueta Anti-ageing Face Serum
To
już ten wiek, pojawiają się pierwsze delikatne zmarszczki,
zarysowuje się bruzda koło ust. Ponieważ lepiej przeciwdziałać
niż leczyć wytaczam ciężkie działa – witaminy C, A i E.
Pierwsza
buteleczka „Energizing” stoi już na półce w łazience, sięgam po nią
codziennie wieczorem. Wmasowuję kilka kropel olejku gdy tylko wchłonie
się krem nawilżający lub mieszam porcje obu kosmetyków na dłoni i
nakładam razem. Na razie żadnych spektakularnych efektów nie
zaobserwowałam, ale oczywiście na wysnuwanie wniosków i porządną
ocenę jest za wcześnie. Skład mikstury jest świetny – bazę
stanowi olejek arganowy. Do tego palmitynian askorbylu, czyli
tłuszczowa forma witaminy C, która zapewnia lepsze wchłanianie się
i przenikanie do głębszych warstw skóry – to duży plus.
Dodatkowo formuła zawiera witaminę E, lecytynę, olejek z
bergamotki. Niestety pojawia się też parafina, ale zakładam, że
jest jej niewiele.
Serum
przeciwstarzeniowe ma jeszcze prostszy skład – to czysty olejek z
dzikiej roży. Zakładam, że witaminy wymienione na opakowaniu są
naturalnymi składnikami tego olejku. Na razie buteleczka leży
schowana w szafie, wyciągnę ją za jakiś czas.
Thalasso
Algae Mask
Maseczka
bardzo zachwalana przez właścicielkę Starej Mydlarni, postanowiłam
wypróbować. Zachęca wygodna formuła peel-off no i same algi,
słynące ze swojego dobroczynnego działania. Generalnie nie używam
masek typu peel-off, ponieważ najcześciej zawierają dużo etanolu,
który strasznie podrażnia moją skórę, ale ta jest pod tym
względem wyjątkowa. Z tego co słyszałam jest też bardzo wydajna.
Nie mogę się doczekać, aż jej wreszcie użyję, ale wolę
cierpliwie poczekać i wprowadzać nowości do pielęgnacji
pojedynczo, aby móc ocenić efekty ich działania.
EKOreceptura
Sea Minerals Foaming Soap
Moja
cera nie znosi mocno oczyszczających żeli do mycia – od razu
reaguje na nie wysypem pryszczy. Dlatego od kilu lat używam
delikatnych pianek. Ten produkt Starej Mydlarni kusi etykietką
„naturalne”, dodatkiem alg i wiamin. I jednocześnie straszy dość
silnym detergentem sodium laureth sulfate (SLS). Na opakowaniu
jest opis „delikatna”, ale trochę się obawiam, czy rzeczywiście
tak będzie. Użyję jej pierwszy raz dopiero za miesiąc (po ślubie,
żeby się nie stresować niedoskonałościami;)) i wtedy zobaczymy.
EKOreceptura
Shea Lip Balm Lemon Vit.C
To
masełko chciałam kupić jak tylko zobaczyłam zapowiedź na
facebooku. Uwielbiam cytrynowe rzeczy! Wysmarowałam nim usta od razu
po zakupie. Zapach mnie nie rozczarował, jest co prawda dosyć
delikatny, ale za to prawdziwie cytrynowy, podbił moje serce!
Nierozwaznie nie zwróciłam jednak uwagi przed zakupem na skład.
Błędnie założyłam, że skoro to „shea lip balm”, to masło
shea będzie dominować na pierwszym miejscu wskładzie. A tu lipa, do tego większość dobroczynnych substancji jest mniej niż aroma.
Całe szczęście nie ma co strasznie marudzić, bo choć balsam ma
dziwną konsystencję i średnio dobrze się rozsmarowuje, to jednak
radzi sobie z pielęgnacją ust. A u mnie to wyzwanie, całe życie
walczę ze spierzchnięciem i wysuszeniem, taki mój urok. Kosmetyk
został mianowany „wieczorną pomadką do ust” i leży na szafce
nocnej, korzystam z niego codziennie przed pójściem spać i czasami
w ciągu dnia. Jak na razie spisuje się na medal.
EKOreceptura
Vitamin C Shea Butter Peeling
Miałam
szczeście i wygrałam ten kosmetyk podczas losowania, ależ się z
tego cieszę 😀 Na początku myślałam, że to scrub do ciała, ale
w anglojęzycznej cześci opisu wyraźnie jest napisane, że do
twarzy. Coś czuję, że moja „mikrodermabrazja” poczeka dłużej
w szufladzie, a ja zacznę zabawę od tego peelingu. To cukrowy
peeling z dużą zawartością masła shea. Oprócz tego formuła
zawiera mnóstwo dobroczynnych składników, choć wiele z nich
prawdopodobnie w niewielkich ilościach (są wymienione w składzie
po perfum). Plus za tłuszczową formę witaminy C!
Wypróbowałam już odrobinkę na dłoniach – ładnie pachnie,
przyjemnie szoruje, a do tego nawet po zmyciu pozostawia fajną,
tłustawą warstwekę. Dzięki temu czuję, że skóra jest nie tylko
dokładnie oczyszczona, ale też wypielęgnowana 😉 To chyba będzie
mój hit leniwych wieczorów – po peelingu nie będę już musiała
nakładać kremu.
Czas
na prezenty! Większość już trafiła do nowych właściwieli,
dlatego mogę o nich spokojnie napisać na blogu. Mojej mamie
sprezentowałam wspomniany kosmetyk do „mikrodermabrazji” i
olejek (w składzie olej arganowy i ekstrakt z róży). Mojej
cioci, która ma problemy ze skórą, kupiłam mydło Aleppo.
A dla mojej wspaniałej Świadkowej malinowy zestaw –
peeling i masełko do ust.
Cringle
Candle Wax Potpourri Melt Balsam Fir
Firma
Cringle Candle wywodzi się tak naprawdę od słynnego Yankee Candle,
z tego co słyszałam na spotkaniu mają nawet siedziby w tej samej
miejscowości. Nie ma więc co się bać, że to jakaś podróba YC. Crignle Candle to wysokiej jakości, świetne produkty. Woskiem
„Balsam fir” jestem zachwycona! Wosk jest fajnie zapakowany i ma
wygodną formę – wystarczy otworzyc wieczko,
wysunąć zawartość i odłamać jedną piątą. Taki kawałek w
zupełności wystarczy. Zapach jest tak intensywny, że przy
pierwszym odpalaniu musiałam wygasić kominek już po 10 minutach.
Jak na razie tego kawałka użyłam 5 razy i wciąż pachnie – wosk
jest niesmaowicie wydajny. A ten jodłowy aromat jest boski –
przywodzi na myśl spacer po lesie! Nie ma nic wspólnego z
„choinkowymi” środkami czystości, to świeży, naturalny zapach
igliwia. Nie mogę przestać się zachwycać, gorąco polecam! Sama
chętnie kupię też za jakiś czas także inne woski Crignle Candle.
Jak
widzicie nieźle się obłowiłam, teraz koniec zakupami na co
najmniej miesiąc 😛 Jak na razie jestem zadowolona z tych produktów
i mam na oku kolejne – naturalny dezodorant „Ałun” w postaci
kryształu, krem Organique z drzewem sandałowym i kurkumą (planuję
sprawić sobie taki na lato) i wosk „Fresh Mint” Cringle Candle.
I może jakiś fajnie pachnący żel-olejek do ciała.

Drodzy
mieszkańcy Trójmiasta i okolic! 13 grudnia (sobota)
odbędzie się kolejne, tym razem Mikołajkowe, spotkanie z cyklu
„Pielęgnacja od kuchni”
na które chciałabym Was serdecznie
zaprosić. Szczegóły znajdziecie na facebooku. Byłam na
poprzednim i wyszłam zachwycona!
Dla
tych, którzy mieszkają w innej cześci kraju mam pocieszającą
wiadomość – kosmetyki Starej Mydlarni można kupić przez
internet.
Czy
któryś z przedstawionych tu kosmetyków Was zainteresował?

Jeśli chcesz więcej wiedzieć co kupuję, jakich kosmetyków używam, co mnie interesuje i ogólnie – co robię, to polub mnie na facebooku. Jeśli podobał Ci się ten post i chcesz więcej – kliknijcie mnie na bloglovin! Możesz też skorzystać z ikonek poniżej i udostępnić tego posta swoim znajomym, będę wdzięczna. 
Dzięki, że jesteś ze mną!

theCieniu