W
ramach lisiego tygodnia na blogu stawiam sobie wyzwanie – na parę
chwil przeistaczam się w blogerkę-szafiarkę i prezentuję
Wam jesienny outfit. Z lisem z szafy.

Poznajcie
Strzeżysława. Został porzucony lata temu na pastwę moli, ale mój
Ukochany go odratował i ofiarował mi. Od tego czasu każdej zimy
gdy nastaną tęgie mrozy zabieram lisa Strzeżysława na wyprawę
ulicami Trójmiasta. Lis słodko sobie śpi na moich ramionach, a mi
nie straszne zimno ni wiatr.
Aby
było profesjonalnie wybrałam się wraz z Tajemniczym Fotografem na
sesję zdjęciową do Gdańskiego Parku Oliwskiego. Jesienią jest
tam najpiękniej! Miałam też szczęście do pogody i trafiliśmy na
jeden z ostatnich pogodnych dni.
Ubrana
jestem w sumie zwyczajenie, ot szary płaszczyk, jeansy i
superpopularna torebka „inspirowana” Chanelką. Niby nic
ciekawego, ale lis ożywia
ten strój i nadaje mu charakteru.
 
Płaszcz:
Unisono, spodnie: New Yorker, buty: Deichmann, torebka: prezent.
A
makijaż pokażę Wam jutro 🙂

Ten
post to dla mnie nie tylko prezentacja stroju, ale także okazja do
przemyśleń. Zdaję sobie sprawę, że w takim stroju mogę spotkać
się z krytyką obrońców zwierząt. Ale jem mięso, noszę skórzane
buty i torebki i nie czuję się źle z noszeniem tego lisa na szyi.
Ba, nawet mam lisie futro – kupiłam niedawno używane z myślą o
stroju na ślub. Tak długo, jak produkty zwierzęce nie pochodzą od
gatunków zagrożonych wyginięciem i ewentualnie kotów i psów dla
mnie wszystko jest ok. A gdzie leży Wasza granica? Czy mając futro
po babci albo trafiając na atrakcyjną okazję odkupienia czapki z
królików czulibyście się źle? Jestem ciekawa Waszej opinii!

Jeśli chcecie więcej wiedzieć co ubieram, gdzie chodzę i ogólnie – co robię, to polubcie mnie na facebooku. Jeśli podobał Wam się ten post i chcecie więcej – kliknijcie mnie na bloglovin!