Rzadko narzekam na jakiś lakier, zazwyczaj sięgam po
sprawdzone produkty, a do pozostałych nie mam zbyt dużych wymagań. Takiego
ogromnego rozczarowania jednak się nie spodziewałam, a tym bardziej po
produkcie mojej ulubionej marki. Mowa o lakierze z najnowszej kolekcji Gel Like.

Seria powstała we współpracy z blogerkami, co dla mnie
jest genialnym pomysłem! Gratulacje dla pomysłodawcy! Szkoda tylko, że
realizacja projektu już nie jest taka fantastyczna…

Bardzo podobało mi się, że będę mogła mieć lakier,
którego kolor wybrała osoba, której posty regularnie czytam. Nie mogłam się
doczekać aż pojawią się w Rossmannach, kilka kolorów to moje ideały, w sklepie
spodobały mi się kolejne. Na początek kupiłam dwa sygnowane podpisem Miratell, dzisiaj przedstawię jeden z
nich. „Mglista poświata” ma nie
tylko uroczą nazwę, ale i kolor. Wydaję się być biały, ale w rzeczywistości to
bardzo jaśniutka zieleń. Doskonała jako tło do zdobień! Już sobie wyobrażałam
te urocze wiosenne kwiatuszki na jej tle 🙂 W mojej ulubionej buteleczce w
kształcie prostopadłościaniu można dostrzec delikatny, wielotonowy shimmer,
jednak ten blask na paznokciu jest ledwo zauważalny, bardzo subtelny, co w
sumie mnie cieszy.

Niestety zachwyty kończą się wraz z rozpoczęciem
malowania. Tyle mi się nie podoba, że aż nie wiem od czego zacząć… Staram się
nakładać cieniutkie warstwy, tutaj jednak było to niemożliwe. Lakier był
niewygodnie gęsty, nierówno rozkładał się na płytce, smużył i ciągnąl się. Ale
nawet grube warstwy nie kryją najlepiej, potrzebowałam aż trzech. Chyba to miał
być ten efekt „Gel like” – koszmarnie gruba warstwa emalii na paznokciach..
Początkowo nie zrażało mnie to, w końcu to jasny lakier, ma prawo kiepsko kryć.
Smugi i nierówności uniewidoczniłam kolorowym zdobieniem. Nałożyłam Seche vite
i wróciłam do komputera. Jakież było moje zaskoczenie, gdy mimo wspomnianego
przyspieszacza wysychania po pół godzinie (a zazwyczaj czekam maksymalnie 10
minut) zniszczyłam pracowicie wykonany manicure! Lakier wydawał się wciąż
mokry! Ponieważ zachowywał się jak „glut” podczas aplikacji spodziewałam się,
że ma właściwości szybkoschnącego produktu, a tu totalna porażka. Zastyga aż za
szybko, ale schnie wieczność!

Przed drugim użyciem pomyślałam też o dodaniu paru kropel
rozcieńczalnika do lakieru. Nieco poprawiło to konsystencję, lakier łatwej się
rozprowadza, choć wciąż smuży. Trzy warstwy to zdecydowanie za mało, nie były w
stanie dobrze pokryć powierzchnię paznokcia. Wysechł też szybciej, tym razem
nie było problemów, ale może to być również zasługa innego topcoatu (zaczęłam
używać Poshe).

Tak się wszystkie dziewczyny w środowisku blogerskim
cieszyły i nakręcały, a tu taka klapa… Zaczęłam ogromnie żałować wydanych
pieniędzy, ale kolory tak kusiły! Całe szczęście „Roziskrzone niebo” od
Miratell spisuję się nieco lepiej, dałam także szansę uroczej „Mary Rose” –
czeka w szufladzie na wypróbowanie. Jeżeli jednak żaden kolor Was nie zachwyca
lub znalazłyście ich odpowiednik w innej kolekcji (ja mam u siebie Wibo Express
Growth przypominający kolorem „Miętowy sorbet”, a już po zakupie znalazłam
odpowiednik „Mary Rose” z Lovely!) to moim zdaniem lepiej sobie odpuścić,
szkoda nerwów i rozczarowań przy aplikacji. W porównaniu do innych produktów
Wibo lakiery „Gel like” są zwyczajnie słabe.

„Mglista poświata” stanowiła tło w zdobieniu ze smoczym
owocem – zdjęcia można zobaczyć tutaj.

Dzisiaj przedstawiam też w osobnym poście kolejne zdobienie w którym
wykorzystałam ten lakier – bakteryjne paznokcie 😉