Jeśli chodzi o kupowanie kosmetyków, to ja wbrew pozorom straszne skąpiradło jestem. Każdy zakup muszę sobie wcześniej porządnie przemyśleć, wyliczyć, zaplanować i jeszcze raz przemyśleć. Owszem, co jakiś czas zaszaleję z jakąś drogą rzeczą, ale z reguły jednak jestem oszczędna. Dlatego też od lat nie kupuję peelingów do ciała – po co, skoro za ułamek ceny sklepowej mogę sobie sama taki kosmetyk zrobić. I to dorównujący działaniem tym wszystkim cudom z drogerii. A mowa oczywiście o peelingu kawowym. Ale z dodatkami!

Do zrobienia domowego peelingu kawowego potrzebne są trzy składniki – kawa, baza oraz dodatek zapachowy (opcjonalnie). Wszystko mieszam w proporcjach „na oko”, w tym samym dniu, w którym chcę skorzystać z tego kosmetyku. Raczej nie przygotowuję porcji na dłużej, bo musiałabym dodawać konserwant. A poza tym robienie zapasu się nie opłaca, skoro peeling wymieszam w minutę.

DLACZEGO PEELING KAWOWY DIY?

>> Jest supertani – fusy z kawy, trochę oleju z kuchni i kilka kropel olejku eterycznego dużo nie kosztuje. No i jesteśmy eko bio organic zero waste natural OMG. I vegan bez parabenów.

>> Niby DIY a w sumie jest tak mało czasochłonne jak nic. Podczas popołudniowego parzenia kawy wsypuję fusy do miseczki, potem wieczorem dolewam olej oraz aromat, mieszam i gotowe. Kupowanie gotowego peelingu potrafi zająć więcej czasu!

>> Peeling kawowy jest mega skuteczny – stosuję raz w tygodniu na całe ciało i mam potem tak milutką, gładką skórę, że o rany!

>> Dobra opcja dla leniwej buły – nie tylko peelinguje, ale też myje ciało i działa jak balsam.

>> Mówi się, że kawa ma działanie antycellulitowe, ale nie wiem czy taki peeling coś zdziała. Poza tym phi, I don’t care. Nawet chyba mam jakiś cellulit, ale jakbym miała się nim przejmować to bym chyba zupełnie zwariowała, więc olewam sprawę ciepłym prysznicem.

Uwaga! Drobinki kawy są zbyt drapiące do delikatnej skóry twarzy, dlatego peeling ten polecam tylko do ciała (a do twarzy już kupuję coś gotowego).
Uwaga 2! Kawa brudzi i rozchlapuje się wszędzie. Ale to tylko wygląda strasznie, bo w sumie spłukanie tego wygląda chwilę, a odpływu nie zatyka.






JAK ZROBIĆ PEELING KAWOWY – PRZEPIS: 

1. PO PIERWSZE KAWA 


Tu nie trzeba nic fancy – wystarczą zwykłe fusy po porannej kawce. Ja tu jestę hipsterę i mam aromatyzowaną kawę marki Frannys (polecam gorąco), ale jak kiedyś nie piłam kawy to kupowałam najtańszą mieloną z supermarketu i działanie było identyczne. Na porcję peelingu zużywam powiedzmy 2-4 łyżki fusów, czasem trochę więcej.

2. PO DRUGIE OLEJ


Peeling samą kawą jest mało wygodny, bo się rozsypuje zamiast ładnie rozsmarowywać, dlatego potrzebne jest jakieś spoiwo. Opcje są trzy:

1. Żel pod prysznic – najprostsza sprawa. Biorę pod prysznic miseczkę z kawą, dolewam żel pod prysznic, mieszam (dłonią, bo po co brudzić łyżkę) i szoruję tą miksturą ciało. Szybko i łatwo, a do tego takie dwa w jednym – kawa złuszcza naskórek, a żel myje skórę. Balsam lub masło do ciała po takim prysznicu wskazane, aby skóra pozostała miękka i miła w dotyku.

2. Olejek myjący. Lepiej coś taniego, bo sporo tego się zużywa – polecam np. olejek „Isana” z Rossmanna. Plusy: olejek myje ciało, a po całym prysznicu nie trzeba się smarować balsamem, bo olejek lekko natłuszcza i odżywia skórę, ale jednocześnie nie jest taki tłusto-lepiący i dosyć dobrze spłukuje ciepłą wodą. Minus – olejek „Isana” sam w sobie ma niezbyt miły zapach.

3. Olej, najlepiej taki z kuchni. Oczywiście można użyć fancy oleju np. arganowego, ale ja sobie takie kosztowne cuda wolę zostawić do pielęgnacji twarzy i szyi, a do ciała idę po taniości. Najczęściej wybieram oliwę z oliwek – mam ją zawsze w kuchni, jest niedroga i łatwo dostępna, a właściwości pielęgnujące ma naprawdę zacne. Przed takim peelingiem myję ciało żelem, więc jest więcej roboty ? ale za to potem odpuszczam sobie balsam do ciała.

Potrzebne składniki: fusy z kawy, baza (żel pod prysznic lub olej) i opcjonalnie jakiś aromat

3. OPCJONALNE DODATKI I UMILACZE 

A może by tak aromaterapia? Odpowiedni miły zapach zapewnia już sama kawa, a jeśli się zdecydujemy na bazę z pachnącego żelu pod prysznic albo olejku to też jest miło. Najczęściej jednak wybieram opcję „fusy + oliwa z oliwek” i wtedy dodaję coś zapachowego. Oczywiście nie jest to koniecznie, ale za to bardzo przyjemne. Jak dotąd wypróbowałam dwie opcje:

1. Ulubiony olejek eteryczny – wystarczy kilka kropel. Serdecznie polecam lawendę, rewelacyjnie relaksuje i odpręża. Długo właśnie takiego olejku używałam, ale teraz sięgam po cedrowy – kocham leśne zapachy!

2. Aromat do ciasta. Tak, dobrze przeczytałyście! Warto tylko zwrócić uwagę, aby to był aromat w formie olejku, nie alkoholowy! Zawsze mi trochę zostaje po pieczeniu ciast, a to w sumie kompozycja zapachowa w roślinnym oleju, nadaje się też do peelingowej mieszanki. Wystarczy odrobina np. waniliowego albo migdałowego i efekt jest nieziemski! Sama słodycz i przyjemność 🙂

Peeling na bazie olejku Isana po zmieszaniu, gotowy do użycia 

No, to teraz muszę namówić Męża, żeby mi na Walentynki wyszorował plecy 😀

Co wolicie – peeling kawowy DIY czy coś gotowego ze sklepu?