James
Dashner „Maze Runner”, czyta Mark Deakins. Powieść spodobała
mi się tak bardzo, że przygotowałam dedykowane jej zdobienie
paznokci. Przedstawiam Wam foty pazurków plus recenzję.

Dlaczego
audiobook?
Odkąd
się przeprowadziłam i w związku z tym nie jeżdżę już 51 minut w jedną stronę pociągiem do pracy, praktycznie przestałam czytać książki. A tak
być nie może, ogromnie mi tego brakowało. Jednak na rowerze
ciężko, a w tramwaju nie mogę przez chorobę lokomocyjną.
Słuchałam trochę nagrań z nauki hiszpańskiego, więc pomyślałam
o audiobookach. To super sprawa! Jadę ok. 45 minut w jedną stronę
i już trochę czułam się się znudzona codziennie tą samą trasą,
ale dzięki wciągającej powieści wręcz nie mogę się doczekać
podróży do domu. Wykorzystuje fajnie ten czas i mam moje chwile z
książką każdego dnia.
Dlaczego
po angielsku?
Ambitnie,
żeby podszkolić rozumienie ze słuchu i nie tracić kontaktu z
językiem wybrałam wersję po angielksu. Mark Deakins świetnie
czyta, ubawiłam się jak udawał dziewczynę czytając wypowiedzi
Teresy. Gdy potem zajrzałam do polskiego wydania bardzo się
ucieszyłam, że wybrałam wersję w oryginale. Bohaterowie są
odizolowani od świata w labiryncie i przez ten czas stworzyli własny
slang, co po angielsku brzmi fajnie i naturalnie. A w polskim
tłumaczeniu te słowa wydawały mi się sztucznie i męczące, jakby
starsza osoba na siłe próbowała udawać, że mówi jak młodzież,
ale idzie jej beznadziejnie.
Dlaczego
„Maze Runner”?
Mój
brat polecił mi obczaić trailer, że niby fajny film. Lubię takie
lekkie, przygodowe pozycje zachaczające o fantastykę. Zazwyczaj
jednak staram się najpierw przeczytac książkę, zazwyczaj wersja
pisana bardziej mi się podoba i wywołuje we mnie więcej emocji i
ogólnie lepsze wrażenie. Ostatecznie czytałam (a właściwie
słuchałam) jej tak długo, że nie zdażyłam się załapać na
film w kine, czego trochę żałuję – muszę nadrobić jak będzie
DVD.
Czy
mi się podobało?
Tak.
Lubię powieści przygodowo-fantastyczne dla młodzieży. Bardzo
podobały mi się „Igrzyska śmierci”, ba! nawet „Zmierzch”
fajnie mi się czytało! Możę to trochę powód do wstydu, w końcu
dorosła osoba powinna czytać ambitne, dorosłe książki? Ale mam
to gdzieś, za „poważną” lekturę wystarczą mi publikacje
naukowe w pracy, a do domowego użytku wolę wybierać te lekkie i
wciągające książki.
Nie
będę zarysowywać fabuły, odnoszę wrażenie, że ze względu na
film wszyscy i tak wiedzą o co chodzi. Słusznie „Więzień
labiryntu” jest porównywany do trylogii Suzanne Colins o Katniss.
Łączy je podobny klimat walki o przetrwanie i zły w oczach
bohaterów system. W połowie książki jednak dużo się zmienia i
zaczynamy ten system inaczej postrzegać, mam nadzieję, że nie
spojleruję tu za bardzo, ale mi to wszystko zaczyna trochę
przypominać klimat „Gry Endera”. Choć powieści Orsona Scotta
Carda są jak dla mnie na zdecydowanie wyższym poziomie. Niemniej
jednak bardzo doceniam pomysł na fabułę i kreacje świata Jamesa
Dashnera.
Podsumowując
– to miłe czytadełko, z fajnym pomysłem, pełne emocji, choć
nieskomplikowanych – w końcu to książka dla nastolatków. Ale
dobra. Sama właśnie zaczęłam słuchać drugiej cześci, tak mnie
wciągneło. I słucham jej z przyjemnością.
Czekam
na Wasze opinie! Czytaliście? Oglądaliście?

Trochę
o paznokciach
Na
początku chciałam namalować bluszcz, ale potem pomyślałam o
wspaniałej płytce do stempli B. Loves Plates – 01. Geometry Is
Perfect. Ten wzorek labiryntu jest fantastyczny! Ostatnio mam fazę
na Colour Alike i ich lakier wybrałam jako tło – ciemnozielony
„Do jasnej choinki”. Jest prześliczny, na powyższym zdjęciu
nawet widać lekko ten piękny efekt holograficzny.
Jeśli chcecie więcej wiedzieć co czytam, co oglądam i ogólnie – co robię, to polubcie mnie na facebooku. Jeśli podobał Wam się ten post i chcecie więcej – kliknijcie mnie na bloglovin!