kolekcja cieni do powiek blogerka urodowa makijaż palety cieni

 

Dzisiaj taki bardzo spontaniczny tekst, w którym po prostu bezwstydnie pokażę swoją kolekcję cieni do powiek. Ale tak się ekscytuję ostatnimi zakupami i tak się cieszę, że muszę się na ten temat nagadać, bo inaczej pęknę 😛
Uwielbiam, kocham cienie do powiek, szczególnie te kolorowe! W tym momencie moja kolekcja wygląda mniej więcej tak, jak sobie wymarzyłam – naprawdę szalenie się z tego cieszę! To zaplanowany i przemyślany zestaw, który odzwierciedla to, jaki jest mój styl w makijażu, co najbardziej lubię i z czego korzystam najczęściej. Jestem bardzo zadowolona z tego, jak to wszystko jest skomponowane i dopasowane do siebie. Może mój plan na kolekcję cieni Was zainspiruje do przemyślenia i ułożenia własnych zestawów?

 

Moja kolekcja cieni do powiek – nude, „niedzielne” oraz pstrokate

 

Cienie do powiek nude – podstawowe kolory w makijażu

Kocham kolorowe makijaże, ale wiadomo, że to beże i brązy są podstawą. Dlatego nawet ja mam w swojej kolekcji taką „nudą” paletę cieni z podstawowymi kolorami. Wybrałam theBalm „Meet Matt(e) Nude” – to dobra paleta na taką podstawę kolekcji. Wszystkie cienie są tutaj matowe (brązy i beże lubię właśnie w macie) i mają bardzo uniwersalne kolory. Najbardziej lubię „Matt Abdul” – jasny szary z lekko fioletowym tonem. Jest tu też dobry biały cień. Brakuje cielistego dopasowanego do mojej skóry, ale te cienie łatwo się między sobą mieszają i zazwyczaj po prostu pędzelkiem nabierałam dwa-trzy różne kolory, aby uzyskać wybrany odcień i to naprawdę zacnie wychodziło.

Przeczytaj też: Paleta cieni theBalm „Meet Matt(e) Nude”

 

paleta cieni the balm meet matt(e) nude matowe cieliste cienie do powiek brązy netrualne kolory

 

Mój ulubiony cielisty cień, od którego zaczynam większość makijaży to Annabelle Minerals „Vanilla”. Nakładam go w załamanie, aby łatwiej potem rozblendować cienie (stanowi fantastyczny podkład i naprawdę ułatwia rozcieranie innych cieni) oraz pod łuk brwiowy. To duże opakowanie, ale zużyłam już połowę! Mam więcej cieni mineralnych – uwielbiam używać ich w załamaniu powieki, ponieważ cudownie się rozcierają, są idealne na co dzień, gdy chcę zrobić taki bardzo szybki makijaż. Mam tutaj głównie brązy, ale niedawno dostałam też dwie ciekawe zielenie i prześliczny fiolet – idealne na lato.

 

Paleta cieni theBalm "Meet Matt(e) Nude" oraz mineralne cienie do powiek Annabelle Minerals różne kolory
Paleta cieni theBalm „Meet Matt(e) Nude” oraz mineralne cienie do powiek.

 

Kolorowe cienie do powiek

Magnetyczna paleta Glam Box

Uwielbiam pstrokate makijaże! Nic dziwnego więc, że mam sporo takich kolorowych cieni do powiek. Najbardziej lubię magnetyczną paletę GlamBox z pojedynczymi cieniami – mam tutaj sporo perełek! Uwielbiam cienie GlamShadows, szczególnie te duochromowe – wyglądają fenomenalnie. Świetnie wypadają w takim prostym, minimalistycznym makijażu – niewiele trzeba z nimi roboty, ale dzięki nietypowemu opalizującemu wykończeniu efekt jest fantastyczny.

Zobacz też: Cienie Glam Shadows i magnetyczna paleta cieni

 

kolorowe cienie do powiek

 

Bardzo lubię też cienie My Secret, szczególnie te z limitowanych serii „Glam and Shine”. Mam boski, metaliczny fiolet oraz róż, a parę miesięcy temu kupiłam też przepiękną ciemną zieleń oraz limonkę. Te cienie mają trochę wymagającą formułę – trzeba je wprasować w skórę, najlepiej palcem (lub pacynką;)), ale odwdzięczają się za to pięknym kolorem i intensywnym blaskiem. Są fantastyczne, naprawdę warto się im przyjrzeć. Zresztą matowe cienie My Secret są również świetne – dobrze napigmentowane, dobrze się rozcierają.

Poza tym mam w tej palecie jeden cień Nabla „Pegasus” (dobry w wewnętrzym kąciku), kilka cieni Sleek wyciągniętych z palet, jeden brąz i jeden róż Sephora, zielony rozświetlacz Makeup Revolution (połamało mi się jego opakowanie, dlatego przeniosłam go tutaj w innej wyprasce DIY) i dwa cienie Inglot (ten fiolet kupiłam specjalnie na swój ślub!).

 

cień do powiek zielony my secret glam&shine
Cienie My Secret (do kupienia w Drogerii Natura) są fantastyczne! Trzeba je co prawda uważnie nakładać – bardziej wcierać w skórę, niż blendować; ale za to mają piękny kolor i metaliczne wykończenie! Tylko uwaga, bo oferta kolorów się zmienia, nie wiem czy ta zieleń jest jeszcze w sprzedaży

 

BH Cosmetics „Galaxy Chic”

Przyznam się Wam – tą paletę kupiłam ze względu na wygląd. Fantastyczny i świetnie przemyślany motyw przewodni kosmosu, wypiekane cienie wyglądające jak planety – no wow! Zapewniam Was jednak, że ta paleta nie tylko pięknie wygląda, ale ma też świetnej jakości metaliczne cienie do powiek. Szczególnie lubię te jasne fiolety „Milky Way” i „Cosmic”, seledynowy „Comet”, pomarańczowy „Venus”, czerwony „Jupiter” oraz brzoskwiniowy „Saturn”. Żałuję tylko, że „Sun” nie jest żółto złoty, ale poza tym – ta paleta jest doskonała!

Przeczytaj też: BH Cosmetics „Galaxy Chic”

 

paleta cieni BH Cosmetics Galaxy Chic kosmiczne cienie do powiek jak planety
BH Cosmetics „Galaxy Cjhic” – kosmos!

 

Juvia’s Place „The Zulu”

To zupełna nowość w mojej kolekcji, mam ją od wczoraj. Kolory są idealnie w moim stylu! Miałam już wcześniej podobne cienie z palet Sleek, ale zestarzały się, a poza tym wkurzały mnie przeciętną jakością. Słyszałam tyle pochwał na temat jakości i pigmentacji cieni Juvia’s Place, że postanowiłam wypróbować. A paleta „Zulu” ma kolory idealnie wpasowujące się w mój gust! Jak na razie zrobiłam nią tylko jeden makijaż, ale pierwsze wrażenie mega pozytywne.

 

kolorowa paleta cieni juvia's place zulu
Nowość w mojej kolekcji – Juvia’s Place „Zulu” ♥

 

„Niedzielne” palety do powiek

Pstrokate kolory są super, ale na niedzielny obiad rodzinny albo elegancką randkę wybieram raczej bardziej stonowane cienie. Dodaję co prawda odrobinę koloru do makijażu, ale są to raczej zgaszone i spokojne barwy. I tutaj idealnie sprawdza się moja najukochańsza paleta – Too faced „Sweet Peach”.

 

Paleta cieni Nabla Dreamy oraz Too Faced Sweet Peach
Która ładniejsza?

 

Too Faced „Sweet Peach”

Mam ją prawie rok, ale wciąż za każdym razem gdy na nią patrzę to aż wzdycham z zachwytu (i przy okazji wciągam jej słodki brzoskwiniowy zapach;)). Jestem zachwycona kolorami oraz jakością i pigmentacją cieni. I rany, jaka ona jest wydajna, jak te cienie są napigmentowane i gęsto upakowane – używam jej co najmniej raz w tygodniu, a ledwo widać minimalne zagłębienie w najczęściej wykorzystywanych cieniach. Szczególnie matowe brązy są mega wydajne – wystarczy dotknąć pędzlem powierzchnie cienia, żeby pobrać odpowiednią ilość koloru, dlatego wyglądają na prawie nie ruszone, a przecież z nich korzystam (szczególnie z „Puree”). W ogóle ciekawa sprawa, bo moim ulubionym cieniem jest tutaj „Lucscious” – taki nudziak niby nie w moim stylu, ale jaki on jest piękny i wyjątkowy! To metaliczny cień na rdzawej bazie z beżowym połyskiem, przepiękny! W czerwcu to był najczęściej używany przeze mnie cień, ubóstwiam go. W ogóle cała paleta nieprzerwanie mnie zachwyca, jestem w stanie tylko ją chwalić i chwalić bez końca.
Przygotowałam już szkic recenzji tej palety – mam ją prawie rok, przeszła ze mną przez każdą porę roku i teraz jestem wreszcie gotowa, żeby opublikować porządną, przemyślaną recenzję na temat „Sweet Peach”. Tekst pojawi się już niedługo, dlatego zaglądajcie tutaj na bloga i na Instagrama oraz Facebooka, żeby niczego nie przegapić!

 

 

Nabla „Dreamy”

To nowość w mojej kolekcji, mam ja praktycznie od wczoraj i dopiero dzisiaj użyłam po raz pierwszy. Na początku mnie nie interesowała, w końcu podobnych palet jest teraz mnóstwo. Za to naoglądałam się filmików i zdjęć na Instagramie z wyzwania „Pan that palette” i tam bardzo często jest „Modern Renaissance”. Tyle razy ją widziałam, że zaczęła mi się coraz bardziej podobać i coraz bardziej chciałam ją mieć. Szczególnie ten różowy i liliowy cień przypadły mi do gustu, w sumie najbardziej z całej palety. Od zakupu powstrzymywała mnie jednak wysoka cena no i nie byłam pewna, czy wszystkie cienie z tej palety są takie dla mnie. W „Modern Reinessance” jest jak na moje potrzeby za dużo matów i brązów, mam już wystarczająco dużo takich cieni u siebie. Zaczęłam jednak myśleć o palecie „Dreamy”. Ma te dwa kolory, które zwróciły moją uwagę, czyli ciemny róż „Senorita” oraz liliowy „Lullaby”. Do tego ma mnóstwo innych cieni, które są boskie i których „Modern Reinessance” nie ma. Szczególnie fiolety – to mój ulubiony kolor w makijażu! Ora cudny „Vanitas” i „Immaculate”. Jakby tego było mało „Dreamy” jest jeszcze stówkę tańsza i dużo ładniejsza. Zdecydowanie bardziej w moim stylu, dlatego o „Modern Renaissance” zapomniałam i zaczęłam myśleć o „Dreamy”. Na początku bez przekonania, bo w końcu po co mi kolejna paleta cieni. Ale poprosiłam Justynę z bloga Cosmetics my Addiction, żeby na przyniosła ją na spotkanie, tak tylko, żebym mogła zobaczyć te cienie na żywo. Zobaczyłam „Dreamy”, zewatchowałam i o rany, miłość od pierwszego wejrzenia! Dwa tygodnie później jest już u mnie.
Tak po prawdzie jakby ktoś przyszedł i dał mi „Modern Reinessance” w prezencie, to byłabym przeszczęśliwa! Ale sama z siebie raczej jej nie kupię, bo szkoda mi na nią tyle pieniędzy (remont domu jest priorytetem i tam idzie teraz większość hajsu).
„Dreamy” bardzo wpasowuje się w mój gust, takie koloru uwielbiam w „niedzielnym” makijażu. Do tego zobaczcie, jak ona niesamowicie uzupełnia paletę „Sweet Peach”! To są inne kolory, żaden cień się nie powtarza, ale mimo to wszystkie idealnie do siebie pasują i komplementują siebie nawzajem! Na pewno będę cienie z obu palet mieszać, bo przecudnie razem wyglądają i pięknie się razem komponują!

Nagranie z pierwszego użycia palety „Dreamy” znajdziecie na moim Instagram TV! ♥

 

 

Rozświetlacze, róże i bronzery

Tych kosmetyków też czasami używam jako cieni do powiek! Szczególnie w podróży bardzo się przydają w dziennym makijażu. Nie mogę też nie wspomnieć o tej uroczej paletce essence z czterema opalizującymi cieniami (dziękuję Karolina za ten piękny prezent!). Używam ich raczej jako rozświetlaczy, ale jak się tak zastanowić, to jest to kolejna paletka cieni.

Jak widzicie mam tu wszystko, czego potrzebuję. Dominują u mnie jasne kolory oraz ciepła tonacja. Wydaje mi się, że całość razem jest dobrze skomponowana i dość spójna, wyraźnie pokazuje co lubię i jakich kolorów używam najczęściej. Są klasyczne podstawowe brązy, zgaszone i eleganckie kolory „na niedzielę” oraz szalone, intensywne cienie jakie uwielbiam. Każda z tych palet przynosi mi mnóstwo radości i przyjemności podczas malowania się. Po każdą lubię sięgać. Tak mi się podobają, że najchętniej używałabym wszystkich na raz!

 

kosmetyki do makijażu twarzy rozświetlacz róż
Uwielbiam rozświetlacze! 

 

Kilka przemyśleń na temat palet cieni

Co się stało z paletami Sleek?

Kiedyś miałam całkiem zacny zestaw palet Sleek, ale w większości już się ich pozbyłam – wiele z nich była już stara, jedną paletę „zdenkowałam” (mowa o „Au Naturel”) bądź nie odpowiadała mi jakość cieni i wraz z rozwojem moich umiejętności makijażowych chciałam je wymienić na lepsze produkty, trochę też oddałam. Z blogosfery też zniknęły – teraz rynek tak się rozwinął, że jakość palet Sleek wypada bardzo przeciętnie na tle reszty, więc już nie budzą takich emocji. Choć ja nadal kilka cieni z tych palet mam, przeniosłam je do swojej magnetycznej palety i nadal chętnie z nich korzystam.
W ogóle chyba napiszę Wam taki sentymentalny post o Sleekomaniactwie, co o tym sądzicie?

 

Ile beżowych i czarnych cieni potrzebujesz?

W ogóle ciekawa sprawa, jak oglądam lub czytam recenzje tych palet to bardzo często spotykam się z zarzutem – „ta paleta nie jest kompletna, ponieważ nie ma matowego beżu i czerni, to duża wada”. Wiadomo, że to podstawowe kolory w makijażu, ale o rany, ile można mieć bezowych i czarnych cieni? Mi wystarczy naprawdę po jednym. Zauważcie, że w tym momencie mam tylko dwa takie typowe cieliste beże pasujące do mojej skóry – jeden w palecie „Sweet Peach” i jeden sypki cień mineralny. I to absolutnie wystarczy! Czarny też mam tylko jeden, w magnetycznej palecie (plus jeden prawie czarny w „Sweet Peach”), ale praktycznie go nie używam – nie lubię ciemnych makijaży, a do przyciemnienia linii rzęs używam czarnej kredki.
Teraz mało kto ma tylko jedną paletę cieni, większość z nas już ma w domu podstawowe kolory, dlatego wpakowywanie takich zwyczajnych kolorów do każdej palety uważam za niepotrzebne i cieszę się, że można kupić palety bez tych cieni. Pojawia się tu argument, że wtedy paleta cieni z beżem i czernią sprawdzi się w podróży, ale nie wiem jak Wy – ja nie podróżuję aż tak często i z całej kolekcji wystarczy mi jedna paleta, która ma ten nieszczęsny matowy beż. A tak po prawdzie to zazwyczaj biorę jakąś jedną paletę i dorzucam do kosmetyczki matowy beż, który specjalnie na takie okazje mam w formie pojedynczej (mówię o tym minerałku „Vanilla”). Palet nie kupuję z myślą o podróżach, bo to ledwo parę dni w roku, ale z myślą o używaniu w domu, gdy mam pod ręką całą moją kolekcję.
Jeśli jakaś paleta ma 9-12 cieni (to chyba jest standardowa liczba) i wrzucimy tak klasyki jak matowy beż, jasny brązowy transferowy, jakiś średni lub ciemny brąz i czarny, to aż jedna czwarta lub jedna trzecia cieni dublowałaby się z innymi w naszej kolekcji. Dla mnie osobiście to bez sensu. Jestem mega ciekawa Waszego zdania – brak matowego beżu i czerni w palecie to wada czy zaleta? I czy używacie czarnego cienia?
A tak przy okazji – gorąco polecam cielisty i czarny w cieniach mineralnych. Są szalenie wydajne, można ich używać przez lata i naprawdę sprawdzają się w podroży, a tej sypkiej formuły nie ma co się obawiać. Fajne też są matowe cienie My Secret – tanie i łatwo dostępne, a do tego bardzo dobrej jakości, można kupić pojedyncze i dorzucać do podróżnej kosmetyczki.

 

kolorowe rozświetlacze paletka essence prismatic
Mam jeszcze taką uroczą paletkę czterech opalizujących cieni essence, ale bardziej traktuje je jako rozświetlacze 🙂

 

Trend na kartonowe opakowania

Zauważyliście, że wszystkie palety poza „Sweet Peach” mają kartonowe opakowania? Bardzo podoba mi się ten trend – o dziwo karton jest bardziej wytrzymały niż plastik, a do tego palety są dzięki niemu lżejsze.

 

No ale ile można mieć tych cieni do powiek?

Oj tak, zdaję sobie sprawę, że mam tych cieni mega dużo. Być może za dużo – na pewno ich nie zużyję! Dbam o ich trwałość – trzymam z dala od słońca i grzejnika, używam czystych pędzli i jak mogę unikam nakładania brudnym palcem (zamiast tego sięgam po pacynki, które mogę wyprać i zdezynfekować). Ale nie ma szans, żebym je zużyła w ciągu najbliższych kilku lat.

 

 

Czy moja kolekcja cieni jest kompletna? Czy coś jeszcze bym chciała? Wishlist! ♥

Wstyd przyznać, ale chciałabym. Choć nie jakoś bardzo, bo jestem mega zadowolona z tego co mam i szalenie cieszy mnie mój zestaw cieni. Ale kilka rzeczy bym dokupiła:
– Cień mineralny szary-taupe Neauty Minerals „Volcanic Ash” – mam próbkę i jest cudny, uwielbiam go! I może jeszcze czarny cień mineralny.
– Kilka wyjątkowych duochromowych cieni – Nabla „Alchemy” oraz parę pięknych Glam Shadows, może też jakiś pigment Inglota.
– Paletę Kat von D „Alchemist” – kocham kolorowe rozświetlacze! Co prawda mam już podobną paletkę essence, ale te cienie nie dają aż takiej gładkiej tafli i za jakiś czas chciałabym kupić coś lepszej jakości. Rany, ale ze mnie rozpieszczony burak!

Zobacz moją pełną i aktualizowaną na bieżąco wishlistę na Pintereście @theCieniu

PS. A może post o lakierach do paznokci? Ostatnio zrobiłam porządki w mojej kolekcji, jeszcze tylko ogarnę kilka rzeczy do końca i mogłabym pokazać, jak wygląda zawartość mojej szafki na lakiery 😉