„Dreamy” to idealna instagramowa paleta. A raczej IDEALNA przez wielkie „I”… ale na Instagrama, bo w codziennym użytkowaniu może rozczarować. Lubię ją, podoba mi się, ale zauważam wiele wad i mam spore wątpliwości, czy jej zakup to była dobra decyzja. Oj, zasłużyłam sobie na tą karną tiarę za wydawanie pieniędzy na głupoty! Wszyscy tak się „Dreamy” zachwycają, to teraz ja się wyżalę i sobie ponarzekam.

 

Wyzwanie „One week one palette”

Paletę „Dreamy” kupiłam trzy tygodnie temu – pisałam o tym w poście z moją kolekcją cieni do powiek. Od razu pomyślałam sobie, że fajnie byłoby ją tak porządnie przetestować, żeby poznać lepiej jej możliwości i sprawdzić, jakie makijaże mogę przy jej pomocy przygotować. Postanowiłam pobawić się w wyzwanie „one week one palette” i przez cały tydzień robić makijaż oczu korzystając wyłącznie z palety „Dreamy” (plus cielisty cień w załamanie powieki). W praktyce wyszło mi więcej niż tydzień, ponieważ nie maluję się codziennie, a zależało mi na tym, aby wykonać siedem różnych makijaży.
Makijaż „zerowy” pokazywałam w pierwszym filmiku na Instagram TV – to taki zapis na gorąco mojego pierwszego wrażenia. Natomiast podsumowanie tygodnia „one week one palette” z siedmioma makijażami też już opublikowałam na IGTV. Zapraszam do oglądania!

Zobacz też: Video z paletą Nabla „Dreamy” – pierwsze wrażenie

Zobacz też: 7 makijaży z paletą Nabla „Dreamy” #oneweekonepalette ♥ 

 

przykład makijażu z paletą cieni nabla dreamy

 

Nabla „Dreamy” – idealna instagramowa paleta cieni

Zobaczcie to opakowanie, czyż nie jest oszałamiająco piękne?! Elegancki czarny tworzy piękny kontrast na białych, instagramowych zdjęciach typu flatlay. Metaliczne elementy w supermodnym kolorze złotym i rose gold pięknie odbijają światło i przyciągają wzrok. Błyszczące „okucia” na zamknięciu, stylowy napis w trendy stylu „hand lettering”. Dopracowany motyw przewodni sennych marzeń – od wzoru gwiazd na opakowaniu po konsekwentnie dopasowane nazwy poszczególnych cieni. A w środku piękna złota paleta ze schludnie ułożonymi kwadracikami cieni – kompozycja tak przyjemna dla oka, że nie można oderwać od niej wzorku. Cienie mają głębokie, ale spokojne kolory, ułożone w bardzo harmonijny zestaw. Klasyczne i uniwersalne kolory cieni działają magnetycznie na każdą kobietę bez względu na jej gust i styl makijażu, a pięknie wkomponowane akcenty kolorystyczne ożywiają całość i przyciągają wzrok. Metaliczne cienie obłędnie połyskują, iskrzą, igrają ze światłem. A jak się niesamowicie swatchują! Ta głębia i nasycenie koloru, blask oraz pigmentacja! Jakby tego było mało, cienie w dotyku są niewiarygodnie przyjemne – takie miękkie, aksamitne. Koncentracja pigmentu powala na kolana, wystarczy jedno lekkie dotknięcie palcem powierzchni cienia, aby poznać moc koloru.
A potem zaczęłam się malować i z marzeń sennych trzeba było wybudzić się do rzeczywistości.

 

paleta cieni nabla dreamy rose gold

 

Oczekiwania kontra nie-instagramowa rzeczywistość

Jestem przekonana, że to jest naprawdę świetna paleta. Zresztą widać to w Internecie – dzieła instagramowych makijażystek zachwycają. Te makijaże są po prostu obłędne! Ale niestety zupełnie nie przystają do moich umiejętności i oczekiwań.

Nie da się ukryć, że mam przeciętne umiejętności makijażowe, a do tego raczej nie robię spektakularnych, wieczorowych makijaży, tylko takie dzienne, delikatniejsze. Do tego lubię kolory i różnorodność. Początkowo wydawało mi się, że ta paleta będzie idealna dla mnie – kocham fiolety, lubię makijaże w ciepłej tonacji, uwielbiam złote cienie metaliczne i duochromowe. Ale niestety w trakcie korzystania z tej palety kilka cieni bardzo mnie rozczarowało.

 

Kosmetyki do makijażu paleta cieni nabla dreamy
Do makijaży z paletą „Dreamy” najczęśniej wybierałam: bronzer Laguna, rozświetlacz Mary LouManizer, czarny eyeliner oraz ulubioną fioletową szminkę ♥

 

Zwycięzca w wyścigu o największą pigmentację?

Pigmentacja cieni do powiek to najczęściej komentowany aspekt palety, zaważający na jej ocenie. Nic w tym dziwnego – w końcu od tego zależy czy uda się uzyskać nasycone kolory na powiece, jak będzie wyglądała aplikacja makijażu i jaki efekt uda się uzyskać. Zrozumiałą tendencją jest chwalenie i polecanie palet o najbardziej napigmentowanych cieniach. W odpowiedzi na to firmy w nowych paletach przygotowują coraz bardziej napigmentowane cienie. Popyt rodzi podaż, a na rynku mamy wyścig zbrojeń o największą koncentrację pigmentu. Wiele palet nie ma już cieni do powiek, ale czyste sprasowane pigmenty. Wyglądają bosko na swatchach, influencerki zachwycają się mocą koloru, ale kurczę, czy to właśnie taka maksymalna pigmentacja jest tym ideałem, którego oczekujemy?

Dla mnie jako przeciętnego użytkownika duża pigmentacja potrafi być wadą. W wypadku takich cieni muszę ostrożniej nabierać cień i staranniej go rozcierać. Nie ma mowy o pośpiechu! Co prawda ostateczny efekt wygląda spektakularnie, kolory cieni są intensywne i nasycone, idealnie wyglądają na zdjęciach. Ale nie jestem makijażystką ani gwiazdą instagrama – rzadko poświęcam aż tyle czasu na makijaż, zazwyczaj staram się uwinąć w maksymalnie kwadrans. Z tą paletą to bardzo trudne, ponieważ rozcieranie tych cieni wymaga skupienia i czasu. Moim zdaniem paleta „Dreamy” nie sprawdzi się u zwyczajnej kobiety do szybkiego, porannego makijażu przed pracą.

Trudno mi powiedzieć, czy to wada czy zaleta. Raczej jedno i drugie, w zależności od potrzeb. Albo po prostu obserwacja – cienie w palecie „Dreamy” są bardzo mocno napigmentowane i trzeba znać tego konsekwencje. Na początku bardzo mi to przeszkadzało i sprawiało trudność. Ale z drugiej strony – to i tak z założenia miała być moja „niedzielna” paleta, więc malowanie się dłużej w weekend jest nawet fajne. Tym bardziej, że dzięki temu makijaż będzie wyglądał naprawdę fantastycznie!

 

matowe cienie swatch nabla dreamy paleta
Mam suchą skórę na dłoniach, więc maty się słabo swatchowały, ale zapewniam Was – są mega napigmentowane! Od góry: Illusion, Sistina, Senorita, Lullaby i Dogma

 

Matowe cienie „Dreamy” – Senorita i brązy

Przejdźmy do omówienia poszczególnych cieni z palety „Dreamy”. Robię zazwyczaj makijaż według standardowego schematu – roztarte, matowe cienie w załamaniu powieki i błyszczące na ruchomej powiece i w wewnętrznym kąciku oka. Zatem automatycznie dzielę cienie na dwie grupy – matowe do roztarcia oraz metaliczne do nałożenia na środek powieki. Matowych cieni w palecie jest pięć. Teoretycznie daje to wiele różnych opcji koloru i pomysłów na makijaż, ale w praktyce są wyłącznie dwie kombinacje – piękny, zgaszony róż lub jakiś tam brąz. Już wszystko tłumaczę i omawiam szczegółowo:

Seńorita to mój absolutny hit tej palety i najchętniej rozcierałabym go w załamaniu w każdym makijażu wykonywany cieniami z „Dreamy”! Zresztą to jedyna opcja, jeżeli nie chcę, aby wyszło brązowo…

Sistina to taki ładny łososiowy… brąz. Bardzo zgaszony i subtelny, piękny kolor w palecie, ale na powiece traci swój wyjątkowy odcień i staje się tak jakby bardziej brązowy.

Lullaby to moje wielkie rozczarowanie. Negatywnie mnie zaskoczył, niestety. W palecie wygląda na taki piękny wrzosowy, zgaszony sino-fioletowy. Miałam nadzieję, że to będzie „dupe” cienia Buon Fresco ze słynnej palety „Modern Reinessance”. Niestety na skórze to po prostu chłodny brąz z subtelnymi, fioletowymi tonami. W ogóle nie widać tego fioletu na powiece!

Illusion to standardowy „transferowy” brąz, uniwersalna podstawa do rozcierania cieni w załamaniu powieki. Po prostu ładny, uniwersalny brązowy, nic dodać, nic ująć.

Dogma to bardzo ciemny brąz. Cieszy mnie to, że zdecydowano się na taki kolor zamiast klasycznej czerni – ten ciemny brąz moim zdaniem lepiej się sprawdza, jest bardziej uniwersalny i bardziej pasuje do kompozycji kolorystycznej palety „Dreamy”. Dogma jest bardzo mocno napigmentowany. Tak mocno, że aż trudno mi się z nim pracuje. Wymaga czasu i bardzo dokładnego, uważnego i precyzyjnego rozcierania. Przy pośpiechu i braku wprawy zostawia brzydkie, widoczne plamy. Dla doświadczonych makijażystek to z pewnością jest rewelacyjny cień! Ale ja go nie polubiłam, jest dla mnie zbyt wymagający i zupełnie nie nadaje się do porannego makijażu, gdy się spieszę do wyjścia. Za dużo muszę się napracować, żeby go ładnie rozetrzeć i nie zrobić sobie plam. Może mam za słabe pędzle albo po prostu za małe umiejętności makijażowe? Pewnie tak właśnie jest, ale spodziewałam się, że ta paleta będzie bardziej przyjazna przeciętnym użytkowniczkom.

I tak zamiast pięknej różnorodności kolorystycznej zostały tylko dwie opcje – różowa Senorita i cóż, cztery odcienie brązu. Jestem tym bardzo, bardzo rozczarowana, bo liczyłam na ten sino-fioletowy i łososiowy i nie spodziewałam się, że będą tak różnie wyglądać w palecie i na powiece. Szkoda. Zdaje sobie sprawę, że większość kobiet maluje się głównie brązami i nie przepadają za kolorowymi cieniami, więc mogą być zadowolone z takich zgaszonych, brązowych cieni na powiece, ale dla mnie osobiście ze względu na moje preferencje tyle brązowych cieni to za dużo, liczyłam na więcej koloru i różnorodności. Do tego sprawia mi trudność rozcieranie tych cieni, są aż za bardzo napigmentowane.

 

 

metaliczne cienie nabla dreamy swatche
Metaliczne cienie, od góry: Immaculate, Vanitas, Delirium, Bryzantine, Metal Kupid, Incepcion, Rose Gold.

 

Piękne metaliczne cienie palety „Dreamy”

Przy matowych cieniach trochę narzekam na ich kolory, ale kilka błyszczących cieni totalnie mnie zachwyciło! Zacznę od dwóch wyjątkowych cieni do zadań specjalnych.

Immaculate jest jak rozświetlacz – sam w sobie ma półtransparentny lekko biały kolor, ale daje obłędny blask, w złoto-szampańskim odcieniu. Jest idealnym cieniem do rozświetlania wewnętrznego kącika oka, wygląda wtedy przepięknie i nadaje ślicznego blasku. Niestety nakładany na większą powierzchnię ruchomej powieki zupełnie traci swój magiczny urok i wygląda dość przeciętnie. Niczym się wtedy nie wyróżnia względem innych szampańskich, połyskujących cieni. Trochę szkoda – wypróbowałam go w makijażu z matowymi brązami i liczyłam, że będzie bosko wyglądał na ruchomej powiece, ale wyszedł tak zwyczajnie i zaskakująco skromnie, raczej jak złota mgiełka pokrywająca powiekę. Przy nakładaniu na mokro efekt jest ładniejszy, ale wciąż nie ma efektu wow. Niemniej jednak jako cień do rozświetlenia wewnętrznego kącika nie ma sobie równych i w tej konkretniej roli sprawdza się fenomenalnie.

Delirium jest „trudnym” cieniem. To brązowy cień z drobinkami opalizującymi na niebiesko-fioletowo. Ten błysk jest przepiękny, szczególnie w słońcu. Ale cień trudno się nakłada – nie można go praktycznie w ogóle rozcierać, bo zostaje brudna plama, zamiast trzeba go wklepać/wetrzeć w powiekę, najlepiej w specjalną bazę typu glitter primer. Do tego bardzo się osypuje – zarówno w palecie jak i na twarzy. Wygląda spektakularnie w makijażu instagramowo-wieczorowym, ale jest bardzo upierdliwy w użytkowaniu i wymaga specjalnego traktowania. Jak już się jednak napracuję przy jego nakładaniu to odwdzięcza się niesamowicie pięknym wyglądem, daje cudny efekt.

 

Cień Immaculate jest taki jakby półtransparentny, ale za to błyszczy niesamowicie!

 

OK, to zostało nam 5 cieni typowo do nakładania na ruchomą powiekę. Vanitas i Bryzantine to moi ulubieńcy, te cienie są obłędnie piękne!

Vanitas to cień o duochromowym charakterze. Różowo-złoty, jasny i taki jakby wiosenny. Idealny cień na dzień do lekkiego, rozświetlającego makijażu. Ma niesamowity, metaliczny połysk, nawet nakładany na sucho. Cudnie prezentuje się również w wewnętrznym kąciku.

Bryzantine to po prostu płynne złoto, wow! Nawet nakładany zwyczajnie, na sucho ma obłędny blask i boską pigmentację oraz nasycenie koloru. To złoto dosyć ciemne, bardzo intensywne, nie takie żółte, ale raczej królewskie. W makijażu z różem Seniorita wygląda fantastycznie i zawsze zbiera mnóstwo komplementów. To chyba mój ulubiony złoty cień ze wszystkich z mojej kolekcji (a przerobiłam sporo złotych cieni, bo uwielbiam ten kolor w makijażu)!

Rose gold oraz Metal cupid są piękne! Mają wszystkie zalety Bryzantine – nasycenie kolory, fanstastyczną pigmentację oraz metaliczny połysk. Ale kurczę, na powiece są tak do siebie podobne… Jeżeli nałożę je obok siebie gradientowo, to różnica między nimi jest ledwo widoczna. Na swatchach widać, że „Rose gold” jest jaśniejszy i ma więcej miedzianych tonów, a „Metal Cupid” jest ciemniejszy i bardziej różowy. Ale po raz kolejny – cienie z palety „Dreamy” wyglądają różnorodnie i ciekawie w opakowaniu i na swatchach, ale na skórze stają się bardziej zgaszone i brązowe oraz podobne do siebie.

Incepcion to piękny zgaszony fiolet, który tak jak wiele innych cieni z palety „Nabla” na powiece nie pokazuje mocy koloru, tylko staje się bardziej brązowy. Fiolet zupełnie tu niknie, nawet na tle moich piwno-zielonych oczu. Cień podobnie jak Bryzantine jest świetnie napigmentowany i cudnie metaliczny nawet na sucho, ale ten kolor na powiece jest tak rozczarowujący…

 

metaliczne cienie nabla dreamy swatche kolory
Daję drugie zdjęcie ze swatchami metalicznych cieni, takie trochę pod kątem, bo to najlepiej pokazuje jak pięknie opalizują i odbijają światło

 

Nabla “Dreamy” vs. Too Faced “Sweet Peach” – porównanie

“Sweet Peach” to moja najukochańsza paleta cieni! Tyle czasu na nią zbierałam! Mam ją już prawie rok, ale wciąż się ekscytuje jaka jest cudna i używam jej z największą przyjemnością. To mój ideał podstawowej, „niedzielnej” palety cieni. Niedzielnej – czyli ze spokojnymi kolorami, nadającymi się do pracy, na randkę lub właśnie na niedzielną mszę w kościele i obiad z teściami. Śliczna, kobieca, dyskretnie kolorowa ale nie krzykliwa.

„Dreamy” w mojej kolekcji również ma status „niedzielnej”, ze względu na swoje zgaszone i dość klasyczne kolory (w przeciwieństwie do pstrokatych cieni po które lubię czasem sięgać). Jednak „Dreamy” oferuje dużo mniejszą liczbę kombinacji i pomysłów na makijaż, jest mniej różnorodna. Trochę ma trudniej, bo jest w niej o 6 cieni mniej niż w porównywanej tu „Sweet Peach”, ale nawet uwzględniając tą różnicę wciąż brzoskwinka jest zdecydowanie bardziej ciekawa i różnorodna, a „Dreamy” oferuje mniej opcji. Głównie przez to, że w „Dreamy” tak jak opisałam wyżej wiele cieni wypada na powiece bardzo brązowo i podobnie do siebie nawzajem.
Cienie w palecie „Dreamy” mają w sobie więcej pigmentu niż te w „Sweet Peach”. Niby zaleta, ale dla takiego amatora jak ja ta super pigmentacja jest niestety utrudnieniem. Cienie „Dreamy” trudniej mi opanować, muszę się bardziej przyłożyć do ich nakładania i uważnego rozcierania. Wysoka pigmentacja sprawia też, że cienie bardziej się osypują i trzeba przez to być super ostrożnym.

Jak dla mnie zdecydowanie wygrywa „Sweet Peach”. Paleta „Dreamy” jest dobra do efektownego wieczorowego makijażu lub na randkę, gdy mam czas na zabawę z makijażem, ale jednak częściej i chętniej sięgam po brzoskwinkę, szczególnie gdy się śpieszę.

Zobacz też: Moja kolekcja palet cieni do powiek ♥ 

 

paleta cieni nabla dreamy kontra too faced sweet peach porównanie
Zdecydowanie wybieram „Sweet Peach”, a Wy? Która lepsza?

 

Nabla “Dreamy” vs. Anastasia Beverlyhills “Modern Renaissance” – porównanie

Przyznam się Wam, że kupiłam paletę „Dreamy” jako tańszy i ciekawszy odpowiednik słynnej palety „Modern Renaissance” Anastasia Beverlyhills.

O „Modern Renaissance” myślę od kilku miesięcy, ale jej cena w Polsce jest dla mnie zbyt wysoka. Wiele kolorów z tej palety mnie bardzo interesowało, nie miałam takich kolorów w swoim zestawie, a pasowały by bardzo. Szczególnie zgaszony, ciemny róż „Love Letter” oraz szarawy, jasny liliowo-fioletowy „Buon Fresco”. Podoba mi się też włosko-renesansowy klimat i motyw przewodni. Ostatecznie jednak odkryłam, że Nabla „Dreamy” to lepsza dla mnie opcja – ma wszystkie kolory, które chciałam plus kilka dodatkowych, jakie bardzo mi się spodobały, a do tego jest tańsza i bardziej mi się podoba wizualnie.

Szkoda tylko, że cień „Lullaby” wypadł tak słabo i tak sino-brązowo, teraz wciąż o tym kolorze myślę i trochę mi go brakuje. Cały czas się zastanawiam, czy podjęłam dobrą decyzję, ale z drugiej strony „Modern Reneissance” jest ponad 100 złotych droższa, a to już dla mnie jest mega za dużo, a do tego „Dreamy” ma kilka dodatkowych kolorów, które bardzo przypadły mi do gustu. Teraz już na bank „Modern Renaissance” sobie nie kupię.
Ale jakby mi ktoś kupił w prezencie „Modern Renaissance” to wiecie co, bardzo się ucieszę 😉

nabla dreamy

Pomyślałam sobie, że w palecie „Dreamy” zamieniłabym cień Metal Kupid (na powiece identyczny względem Rose Gold) na matowy, głęboki fiolet, najlepiej w lekko ciepłej tonacji. Chciałabym też, żeby Lullaby był mniej brązowy, a bardziej fioletowy. Taka paleta dużo bardziej by mi się podobała, a Wam? [po lewej oryginał, po prawej mój pomysł na modyfikację]

 

Nabla Dreamy paleta cieni duochromowy Vanitas
Trochę narzekam, ale jednak jest w palecie Dreamy też sporo cieni, które naprawdę mi się podobają, na przykład boski duochromowy „Vanitas”

 

nabla dreamy paleta cieni
A tak wygląda paleta „Dreamy” po tygodniu używania. Metaliczne cienie są bardzo miękkie i kremowe, widać lekkie zużycie. Ale matowe są tak napigmentowane, że wyglądają na nieruszone – będą na pewno super wydajne!

 

Trochę się zawiodłam na cieniach z palety „Dreamy”. Niektóre kolory są zbyt zgaszono-brązowe, z niektórymi zbyt trudno mi się pracuje. Makijaże jakie można zmalować przy pomocy tej palety są mniej różnorodne, niż początkowo zakładałam. Przez moment nawet rozważałam, czy nie odsprzedać swojej palety póki jest w miarę nie używana i odzyskać choć część wydanych pieniędzy. Ostatecznie jednak postanowiłam ją zatrzymać. Uwielbiam cień Immaculate w wewnętrznym kąciku, zachwycam się metalicznymi cieniami Vanitas, Bryzantine oraz Rose Gold i kocham różowawy Seniorita roztarty w załamaniu powieki. Kompozycja kolorystyczna palety „Dreamy” pasuje do „niedzielnych” ubrań jakie noszę oraz do mojej ulubionej biżuterii i na pewno będę regularnie sięgać po te cienie. Uznałam, że choćby dla tych pięciu wymienionych tu ulubieńców warto „Dreamy” jednak zatrzymać. A poza tym ta paleta jest turbo śliczna i lubię sobie po prostu na nią patrzeć, rozkładać na biurku i podziwiać jak piękny bibelocik ozdabiający pokój 😉

Jakie jest Wasze zdanie na temat tej palety? Warto kupić, czy jednak szkoda kasy?