Lubię lakiery do paznokci – to oczywiste! Ale lubię też kosmetyki do makijażu – te poranne 15-20 minut na pomalowanie się sprawia mi dużo przyjemności. Chcę jednak, aby moja kolekcja kosmetyków była pod kontrolą, staram się jak najmniej kupować, a bardziej skupić na tym, co już mam. Dlatego co jakiś czas robię przegląd – podliczam ile czego mam, czyszczę opakowania, sprawdzam, czy nie muszę już czegoś wyrzucić. A ten wpis to takie moje sprawozdanie z ostatniej makijażowej inwentaryzacji.

Ważne jest dla mnie, żeby decyzje o zakupie kosmetyków kolorowych podejmować w domu w trakcie ich używania. Jeżeli podczas malowania paznokci albo wykonywania makijażu regularnie zauważam, że czegoś mi brakuje – to wtedy mam pewność, że to będzie sensowny zakup, a nie przypadkowe wydawanie kasy na głupoty bo ładne. A podzielenie wszystkiego na kategorie i podliczenie ilości pomaga wyznaczyć obszary, gdzie coś trzeba kupić oraz gdzie koniecznie trzeba się powstrzymać od kupowania.

 

 

Makeup Inventory

Czyli z angielskiego – inwentaryzacja kosmetyków makijażowych. Należy wszystko rozłożyć, podzielić na kategorie i policzyć. To naprawdę pomaga ogarnąć, co się ma i nierzadko otwiera oczy na to, ile już mamy. Listopad to dobry czas na takie podsumowania – po podliczeniu kosmetyków wiem, czy jest sens kupować coś w Black Friday lub „zamawiać” na święta i wstępnie orientuję się, jakie cele wyznaczyć sobie na następny rok.

 

Podkład, puder, korektor

W tej kategorii mam wszystkiego tyle, ile potrzebuję. Jedynie zamieniłabym kilka produktów – zamiast serum tonującego mam zamiar wrócić do kremu BB, jako pudry wybrałabym same sypkie (bambusowy i jakiś rozświetlający), a korektor przydałby mi się płynny, żeby zrobić makijaż w stylu cut crease. Ale mam postanowienie, żeby zakupy zrobić dopiero, kiedy zużyję to co już mam! Może zrobię wyjątek dla korektora w płynie, ale ogólnie nie chcę tworzyć zapasów i powiększać kolekcji, więc skupiam się na „denkowaniu”.

 

korektor, podkład
Produkty „mokre” – korektor, podkład i serum tonujące. Klasycznego podkładu używam bardzo rzadko, ale ostatniego lata odkryłam, że świetnie się sprawdza na nogi, po wymieszaniu z balsamem do ciała – lepiej, niż specjalnie do tego przeznaczone kremy, które zazwyczaj są dla mnie za ciemne.

 

Produkty sypkie. Podkładu mineralnego mam jeszcze dużo, na długo mi wystarczy. Puder w kompakcie oraz puder glinkowy są już wyraźnie zużyte, spodziewam się, że skończę je w przeciągu paru miesięcy.

 

Rozświetlacz, róż i bronzer

  • 3 rozświetlacze – klasyczny theBalm „Mary LouManizer”, tęczowy PRISM „Bitter Lace Beauty” oraz płynny Lumene
  • 2 bronzery – chłodny Lovely „Milk Chocolate” oraz ciepły miks Shiseido i NARS „Laguna”
  • 6 róży…

Sporo rozświetlaczy oddałam w ciągu osatniego roku – nie pasowały mi wykończenia lub formuły. Zostawiłam sobie trzy najlepsze – dwa z nich już od dawna mają widoczne denko, a ten tęczowy pewnie w przyszłym roku zużyję do końca. Cały czas jeszcze myślę o zakupie kolorowych rozświetlaczy – szukam idealnego zielonego, niebieskiego, fioletowego i brzoskwiniowego.

Bronzerów mam idealnie tyle, ile chcę – jeden ciepły i jeden chłodny. Ten ciepły to miks dwóch bronzerów, w których miałam denko i które się zaczęły kruszyć – pewnie następnego lata zrobię w nich denko. Natomiast chłodny bronzer Lovely mam od roku i już stają się wyraźnie zarysowane wypukłe kręgi od metalowej wypraski – jestem ciekawa, kiedy zobaczę denko.

Róży mam zdecydowanie za dużo – tam naprawdę wystarczyłyby mi dwa, może trzy. Ale nie jestem w stanie żadnego z nich oddać – wszystkie są super! O ile bronzery i rozświetlacze jestem w stanie zdenkować, tak moje róże od zawsze wyglądają na nietknięte – chyba muszę się z tym pogodzić. Dlatego ustanawiam sobie bezwzględny zakaz kupowania jakichkolwiek róży! Cieszę się po prostu tym, co mam.

 

Moje prasowane rozświetlacze mają bardzo wyraźne zużycie 🙂

 

Dwa bronzery to dla mnie idealna ilość.

 

Za dużo róży – jakoś tak się nabierały… 😉

 

Kosmetyki do ust

  • 5 półtransparentnych pomadek – 4 w odcieniach różu oraz 1 przezroczysta z holograficznym brokatem
  • 2 kredki do ust – różowo-fioletowa oraz czerwona
  • 3 płynne pomadki – różowa matowa, jaskraworóżowa błyszcząca i jedna fioletowa holo
  • 8 szminek – ciemno-czerwona, brudny róż, fioletowa, malinowa, neonowo-różowa, złota, brązowa i ciemno-fioletowa.

Razem 18 kosmetyków do ust. Zdecydowanie za dużo, ale jakoś tak się nazbierały… Kilka z nich używam rzadko (holo i prawie czarny fiolet), ale ogólnie sięgam po wszystkie, nic nie leży zapomniane. Plan na najbliższy rok – nie kupować żadnych produktów do ust. Wyjątek – klasycznie czerwona szminka, nad którą od dłuższego czasu się zastanawiam, być może wreszcie ją kupię, ale nic więcej.

Właśnie się zorientowałam, że nie zrobiłam żadnych swatchy – jeżeli jakiś kolor Was zainteresuje, to dajcie znać, dodam zdjęcia na Instagrama albo tu w komentarzach 🙂

 

Półtransparentne pomadki – kiedyś za nimi szalałam, potem na pewnien czas trafiły w odstawkę, a teraz odkrywam je na nowo. Holo brokat essence, 3 KIKO deco delight oraz Golden Rose Sheer shine.

 

Pomadki w płynie – błyszczący intensywny róż i matowy zgaszony róż Eveline oraz holo topper Lovely

 

Uwielbiam konturówkę Pierre Rene w odcieniu 12 – pasuje do większości moich ciemniejszych, kryjących szminek, to właściwie jedyna konturówka, jakiej potrzebuję

 

Catrice metaliczne złoto, ulubione Pierre Rene Royal mat – czerwona, fioletowa i brudny róż, boska Gichenchy w idealnym odcieniu malinowego różu, bardzo ciemny fiolet MIYO, prawie neonowy, matowy róż KIKO oraz metaliczna brązowa Eveline. Tak, mi moda na metaliczne usta się spodobała i bardzo lubię te szminki, które mam.

 

Kosmetyki do makijażu brwi

  • 4 – jeden żel do brwi, jeden wosk, dwie kredki do brwi

Kredka do brwi wystarczyłaby mi tylko jedna, ale z drugiej strony nie muszę się martwić, bo wiem, że zużyję to co mam bez problemu. 🙂

 

Wosk Sepchora, kredka Pierre Rene, kredka i żel Golden rose – same dobre produkty 🙂

 

Makijaż oczu – baza, kredka, eyeliner, mascara

  • 3 bazy pod cienie – 1 klasyczna Wet’n’Wild, 1 klej pod brokaty Glitter Primer, 1 biała kredka NYX, którą traktuję jak bazę pod kolorowe cienie
  • 3 eyelinery – czarny Catrice, duochromowy niebieski Essence oraz metaliczna morska zieleń KIKO
  • 3 kredki – czarna Sephora, beżowa Inglot oraz zielona Kiko
  • 2 mascary – klasyczna MaxFactor Masterpiece i 2w1 czerń + fiolet MiniPoni (japońska, kupiona na Ukrainie)

Mój styl w makijażu się zmienił – kiedyś uwielbiałam kolorowe eyelinery, a teraz właściwie wystarczyłby mi tylko czarny. Postanowienie – nie kupować eyelinerów (wyjątek – nowy czarny, gdy aktualny się skończy). Za to coraz bardziej kuszą mnie kolorowe kredki na linię wodną pasowałyby do mojego obecnego stylu w makijażu – rozważam zakup np. fioletowej, niebieskiej i różowej, może też żółtej lub pomarańczowej.

Wygląda na to, że Rimmel wycofał moją ukochaną mascarę Colourista – szukam nowego ideału! Ale trzymam się zasady, żeby nie szaleć i na spokojnie kupować jedną czarną mascarę raz na trzy miesiące. Ta Masterpiece na razie jest taka meh, może jak podeschnie to będzie się lepiej sprawdzać.

 

Baza pod cienie Wet’n’Wild już mi się pomału kończy – ale jest rewelacyjna, kupię ponownie!

 

Nie wszystkie kredki nadają się u mnie na „linię wodną” – ale te Inglota oraz Sephory są dobre.

 

Jaki tusz do rzęs polecacie? Chyba wolę „zwykłą” szczoteczkę od tej silikonowej, polećcie mi coś na spróbowanie 🙂

 

Palety i cienie do powiek – moja słabość

Wszystko w mojej kolekcji jest w miarę ogarnięte, ale te cienie do powiek to istne szaleństwo. 9 palet w tym dwie magnetyczne, pudełko pojedynczych cieni oraz cztery brokaty – razem 180 cieni do powiek (na zdjęciach jest mniej – bo doliczyłam już zamówione cienie z Glam Shop, na które czekam). Takiej liczby nie da się zużyć!

Palety magnetyczne i pojedyncze cienie to u mnie przede wszystkim:

  • Glam Shop
  • My secret
  • Annabelle Minerals
  • Sleek
  • Sensique .

Jeżeli tak na to spojrzeć to nie da się ukryć – mam za dużo. Mimo to jestem zadowolona z mojej kolekcji cieni, nie czuję się przytłoczona. Lubię kolorowe makijaże oczu, codziennie maluję się zupełnie inaczej, dlatego cieszy mnie spory wybór. Swoją kolekcję traktuję jako całość – w jednym makijażu używam zazwyczaj kilku palet (np. dwa cienie z jednej palety, dwa z drugiej i jakiś pojedynczy). Do tego raczej nie mam palet, które są do siebie bardzo podobne, niewiele odcieni mi się dubluje, nowości dobieram ostrożnie, żeby zachować różnorodność. Teraz coraz trudniej mnie skusić na nowy zakup, bo zazwyczaj stwierdzam, że już mam dane kolory w swojej kolekcji i nie ma sensu płacić za duble. Jestem dumna, że nie mam cienia, którego bym w ciągu ostatniego roku nie używała choć raz!

Planuję za parę miesięcy zakup palety Nabla „Soul Blooming” – kuszą mnie wyjątkowe cienie w tym zestawieniu. Wciąż marzy mi się też Too Faced „Natural Eyes”, szalenie mi się podoba, ale staram się powstrzymać od zakupu, ponieważ mam już identyczne kolory w swojej kolekcji.

 

Brakuje to jeszcze cieni z Glam Shopu, które wypełnią kolejną dużą paletę magnetyczną.

 

Moje pojedyncze cienie to głównie mineraly, ale mam też parę cieni w płynnie i brokatów.

 

Moja #palettetower / #palettemountain, czyli stosik wszystkich palet. Jak sądzicie – czy to dużo?

 

Makijaż to dla mnie przyjemność i zabawa – lubię kolorowe cienie do powiek, ale staram się nie mieć zbyt wielu kosmetyków. Zdaję sobie sprawę, że moja kolekcja jest pokaźna, ale doskonale odpowiada moim potrzebom i mojemu stylowi w makijażu.

Zobacz też jak moja kolekcja kosmetyków do makijażu wyglądała rok temu – film YouTube #makeupdeclutter #makeupinventory ♥

Robicie inwentaryzacje kosmetyków? Jak wygląda Wasza kolekcja makijażowa? Bardzo lubię oglądać przeglądy toaletki – ciekawi mnie jak różne osoby tworzą swoje kolekcje, jakie palety cieni wybierają itp. To w interesujący sposób pokazuje indywidualny styl, preferencje i różnorodność ♥