Gadający koń, koniec świata, martwe drzewa, maseczka od której zaczęłam płakać i jak zostać programistą. Kosmetyki, książki i seriale na Netflix. Zapraszam na „ulubieńców czerwca”!
Ulubione kosmetyki w czerwcu
Makijaż na lato – paleta Sweet Peach i rozświetlacz Lumene
Możecie się zastanawiać, dlaczego nie ma tutaj mojej najnowszej palety Nabla „Dreamy”? Kupiłam ją pod koniec czerwca i uznałam, że będzie bardziej pasować już do „ulubieńców lipca”, (choć teraz to już w sumie mam wątpliwości, czy trafi do jakichkolwiek ulubieńców; ale o tym napiszę Wam w ciągu następnego miesiąca). Zatem „Sweet peach”, moja naukochańsza paleta cieni! I mój ulubiony makijaż na lato, który wykonywałam bardzo często w czerwcu.
Przeczytaj też: Moja kolekcja palet cieni do powiek ♥
Lekki makijaż na lato – moja propozycja:
- Puder – bez podkładu, ewentualnie korektor pod oczy,
- Żel do brwi Golden Rose brązowy – sam żel, bo brwi przyciemniam henną,
- Mineralny cień do powiek „Cocoa Cup” w załamaniu powieki;
- Cienie „Sweet Peach„: Luscious na ruchomą powiekę, Nectar w wewnętrzny kącik i Carmelized w zewnętrzny kącik;
- Opcjonalnie – eyeliner, obowiąkowo – tusz do rzęs;
- Rozświetlacz Lumene w płynie – daje efekt mokrej, odbijającej światło tafli, wygląda bardzo naturalnie, super na lato!
- Brązer NARS „Laguna” – używam non stop odkąd go dostałam, już nawet dotknęłam denka w jednym miejscu!;
- Ulubiona lekka pomadka (u mnie to Kiko ze starej limitki).
Zobacz koniecznie filmik na IGTV @theCieniu, w którym pokazuje mój ulubiony czerwcowy makijaż z paletą „Sweet Peach” ♥
Maseczka z węglem Marion peel-off oczyszczająca pory
Rozszerzone pory, które łatwo się zanieczyszczają to moja zmora. Używam regularnie oczyszczających maseczek (głównie tych na bazie glinki), stosuje dwuetapowe oczyszczanie z olejkiem do demakijażu każdego wieczora, oraz „plastrów na nos” co jakiś czas i to pomaga, ale wciąż zdarza się, że mam czarne kropki na nosie. Ale maseczka Marion wyciąga wszystko, wow!
To czarna, gęsta i lepiąca się maska, która zasycha do formy peel off. Trzeba ją uważnie rozprowadzać, ale nie jest to trudne. Zastyga dość długo (zgodnie z opisem na opakowaniu – 45 minut), ale ściąga się w całości. Tylko uwaga z tym ściąganiem – może boleć! I uwaga przy nakładaniu na brwi, bo wyrwie wszystkie włoski! Tak mnie za pierwszym razem ściąganie ten maseczki bolało, że aż miałam łzy w oczach (inna sprawa, że ja nawet przy regulacji brwi u kosmetyczki zawsze płakałam). Ale nie jest to aż tak nieprzyjemne, że nie da się wytrzymać, za drugim razem już wiedziałam czego się spodziewać i aż tak nie bolało. Za to skóra była oczyszczona fantastycznie! Widać było na ściągniętym płachcie ile „brudów” wyciągnęła, wow! Wciąż walczę z czarnymi kropkami i rozszerzonymi porami na nosie, ale jest coraz lepiej!
Maskę dostałam na spotkaniu blogerek dzięki Czerwonej Filiżance 🙂
Kosmetyki YOPE „Werbena” – mydło w płynie i krem do rąk
Uwielbiam kosmetyki YOPE – dobre składy, uroczy design w moim guście, spoko dostępność no i przede wszystkim – te zapachy! Jednym z moich ulubionych jest Werbena – ziołowo-cytrynowy, lekki i orzeźwiający. W tym momencie mam ten duży krem do rąk/balsam do ciała z pompką o zapachu „Werbena” oraz mydło w płynie „Werbena” (plus dwa woreczki uzupełnienia w zapasach). I za każdym razem jak ich używam to rozpływam się nad tym zapachem, tak mi się podoba!
Mydło jak mydlo – łagodne, ale skuteczne. Używam też czasem zamiast żelu pod prysznic. Trochę drogie, ale kocham ten zapach tak bardzo, że mogę za niego dopłacić te parę złotych. Właściwie kupuję cały czas odkąd się dowiedziałam o marce, jedynie z krótkimi przerwami na brzoskwiniową piankę Isana (polecam bardzo, jest świetna i tania, a pachnie bosko).
Balsam do rąk i ciała YOPE ma lekką formułę, szybko się wchłania i pozostawia na skórze miły zapach. Jeżeli macie bardzo przesuszoną i wymagającą skórę dłoni, to ten balsam będzie dla Was zwyczajnie za słaby. W takiej sytuacji polecam np. krem Regenerum (był w ulubieńcach czerwca) albo mój ukochany kokosowy Palmer’s (to chyba mój ulubieniec roku, super krem). Na noc sięgam po jeden z tych dwóch bardziej treściwych, ale tak do smarowania dłoni te kilka razy w ciągu dnia najlepszy jest YOPE. Tak lekki, że szybko się wchłania, pozostawia piękny zapach, a opakowanie z pompką ułatwia sprawę. No i tak ładnie wygląda na biurku. Balsamu YOPE używam też do ciała – u mnie sprawdza się i w tej roli, a zapach zachwyca i bardzo uprzyjemnia wieczór.
Zobacz też: Krem Regenerów i cień do powiek „Cocoa Cup” w „Ulubieńcach maja” ♥
Mnóstwo książek w czerwcu!
O książkach krótko, bo przeczytałam tego tyle, że o rany. Większość jest z mojej listy książek na lato, więc szerzej opiszę je albo w osobnych postach w najbliższym czasie albo w czytelniczym podsumowaniu lata (planowanym na przełom sierpnia i wrześnie).
Zobacz moją listę książek na lato 2018 ♥
Co przecztałam w czerwcu?
Barbara Kwiatkowska „Pielęgnacka skóry, azjatyckie inspiracje” – re-we-la-cyj-na! Piszę już post z recenzją, ale jakoś nie mam czasu go dokończyć, potrzebuję jeszcze parę dni.
P. V. Brett, Cykl demoniczny – ostatni tom „Otchłań” – rozczarowanie miesiąca! Będzie o tym na pewno nowy post, tekst już napisany, tylko muszę dokończyć ilustracje 🙂
„A ja żem jej powiedziała” Katarzyny Nosowskiej – fajne, zabawne, zachęca do przemyśleń. Szału nie ma, ale to miła książka. Audiobook rewelacyjny – czyta sama autorka!
Słowiański romans K. B. Miszczuk „Przesilenie”, ostatni tom cyklu „Kwiat paproci”. Szeptucha Gosława Brzóska dostała nawet swój osobny wpis na blogu i rysunek 🙂
Przeczytaj też: Słowiński romans „Kwiat Paproci” – recenzja ♥
Natalia Osińska „Fanfik” i „Slash” – jak „Jeżycjada” tylko nowa, lepsza i bardziej współczesna. Dla młodzieży, ale to fajna lektura też dla osób dorosłych.
Wiersze Rupi Kaur „Mleko i miód” oraz „Słońce i jej kwiaty” – rozczarowujące, ale rozumiem ich popularność. Przynajmniej jakoś się rozkręciłam z czytaniem poezji i jutro idę do biblioteki po kolejny tom wierszy!
No i ostatni tom „Pana Lodowego Ogrodu”. Oficjalnie ogłaszam tę powieść za moją książkę roku, a Vuco Drakkainen to mój nowy czytelniczy crush. Btw. teraz czytam inną książkę Jarosława Grzędowicza i rany, też jest świetnie napisana, to chyba mój ulubiony pisarz teraz! ♥
Ignacy Karpowicz „Sońka”. Czy wiecie, że od ponad miesiąca wszystkie czytane książki komentuję na bieżąco na Twitterze? Zapraszam wszystkich zapalonych czytelników do dyskusji! W ogóle Twitter jest fantastyczny, wkręciłam się niesamowicie i bardzo chętnie tam zaglądam!
Obserwuj mnie na moim książkowym Twitterze @theCieniu ♥
Czytam „Sońkę” Ignacego Karpowicza – o rany, jak ta książka jest przepięknie napisana! Jaki cudowny język i wspaniałe słowa!#książka #terazczytam #czytam
— Paulina Weiher (@theCieniu) 13 czerwca 2018
–
Wycieczka do Białowieży
Puszcza Białowieska – jedno z moich ukochanych miejsc w Polsce! Byłam tam już dwa razy i chciałabym pojechać jeszcze, bo wciąż nie widziałam wszystkiego. A tam jest tak niesamowicie pieknie i cudownie! Najwspanialszy las w Europie! To dla mnie ważne miejsce, bardzo się ekscytuję i dlatego przygotowałam mnóstwo materiałów z Białowieży:
Vlog z rezerwatu ochrony ścisłej w Białowieskim Parku Narodowym (o rany, jestem dumna z tego filmiku! Widać, jak robię postępy w kręceniu i montowaniu, wykorzystuję nowe techniki, yay!) ♥
Wpis na blogu o Białowieży – co zwiedzać, co warto zobaczyć? ♥
Seriale na Netflix – „The end of f***ing world” oraz „Bojack Horseman”
W czerwcu oglądałam głównie seriale z krótkimi odcinkami – na takie łatwiej znaleść czas. Choć „The end of f***ing world” i tak obejrzałam prawie na raz, tak wciąga. Ten serial jest wyjątkowy, bardzo oryginalny, ma wyjątkową, trochę psychodeliczną atmosferę i interesujących, niebanalnych bohaterów. James, myśli, że jest psychopatą i planuje swoje pierwsze seryjne morderstwo. Alyssa, nastoletnia buntowniczka, jest jego potencjalną ofiarą. Uciekają razem z domu… i dalej musicie oglądać sami. Naprawdę warto!
„The end of the F***ing world” na @NetflixPL– o rany, jakie to jest… dziwne i niepokojące, ale jednocześnie intryguję i wciąga. Wyjątkowy serial, polecam!
— Paulina Weiher (@theCieniu) 21 czerwca 2018
„Bojack Horseman” to czarna, animowana komedia w świecie w którym żyją też antropomorfizowane zwierzęta. Funkcjonują się jak ludzie, ale zachowują też swoje zwierzęce cechy. Cały serial to zabawna satyra, szczególnie smaczki na drugim planie wywołują salwy śmiechu, ale wydźwięk każdego odcinka jest miażdżący. „BoJack Horseman” odnosi się do wszystkich współczesnych problemów. Uzależnienia, hipokryzja, działanie polityki i telewizji, relacje z rodzicami, choroby i zaburzenia psychiczne, brak poczucia spełnienia i celu w życiu, feminizm, działania charytatywne, rozpad związków i wszystko, z czym borykamy się od lat.
Główny bohater to zantropomorfizmowany koń, podstarzały celebryta z Holywoo, gwiazda sticomu z lat 90. Imprezuje, zalicza panienki, chleje, ale przede wszystkim miota się całe życie po świecie raniąc wszystkich wokół. Brzmi dołująco i takie jest, ale jednocześnie jest zabawne i pozwala na chwilę przenieść się do innego świata. Rany, nie mogę doczekać się kolejnego sezonu!!!
Ulubione zdobienie paznokci w czerwcu
Kolorowe dymki skradły także moje serce ♥
Przeczytaj też: Trendy w zdobieniu paznokci na lato 2018 ♥
Nauka tworzenia stron internetowych – to Ci się przyda!
Dzięki blogowaniu nauczyłam się podstaw kodu tworzącego strony internetowe i języka HTML oraz CSS. Postanowiłam usystematyzować i uzupełnić tą wiedzę. Poświęciłam chwilę na szukanie wiedzy – filmików instruktażowych czy postów z poradami jest mnóstwo! Ale żeby się nie pogubić potrzebowałam jakiegoś kursu, najlepiej takiego dla początkujących, który mi wszystko poukłada. Jak ogarnę podstawy to wtedy będzie mi łatwiej korzystać z jakichś pojedynczych poradników, które będą wyjaśniać te zagadnienia, którym chcę poświęcić więcej czasu. Zupełnie przypadkiem znalazłam polską platformę z podstawowymi kursami programistycznymi Kodologia. Pierwszy kurs HTML jest w całości dostępny za darmo i jest naprawdę fajny – dużo praktycznych zadań i rozwiązywania problemów, wszystko przystępnie wytłumaczone, zrozumiałe nawet dla laika, w lekka forma z żarcikami (które są śmieszne, to znaczy wiecie, mnie śmieszą;)). Za dostęp do kursu CSS już musiałam zapłacić – dostęp do platformy nie jest rozliczany jako cena za kurs, tylko w ramach abonamentu, 45 złotych za miesiąc. Jak dotąd przerobiłam wspomniany kurs HTML, CSS oraz podstawy Java script. Zajęły mi w sumie dużo mniej czasu, niż jest przewidziane przez twórców. Do pracy nad szablonem blogowym, dopasowywania i modyfikacji zazwyczaj wystarczy sam ten podstawowy HTML i CSS, na poziomie tych dwóch kursów. To naprawdę jest pomocne!
Ten link jest linkiem afiliacyjnym – dla Was nie ma to znaczenia, ale jeśli z tego linka zamówicie abonament, to jednocześnie pomożecie mi sfinansować rozwój bloga. Dziękuję za wsparcie! ♥
Zobacz koniecznie nagranie z rysowania ulubieńców czerwca na moim IGTV! ♥
A co tam u Was? 🙂